Żywy płomień miłości
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
STROFA TRZECIA
Pochodnie ognia płonącego, W waszych
odblaskach jasnych i promiennych, Otchłanie
głębin zmysłu duchowego, Który był ślepy,
pełen mroków ciemnych, Teraz z dziwnymi
doskonałościami Niosą Miłemu żar swój wraz z
blaskami!
OBJAŚNIENIE
1. Oby Bóg dał mi tu szczególną łaskę, tak
bardzo potrzebną do objaśnienia głębi tej strofy!
Czytającemu również niezbędna będzie wielka uwaga,
gdyż dla niedoświadczonego w tych rzeczach będą
one o tyle ciemne i zawiłe, o ile dla
doświadczonego są jasne i smakowite.
Uwielbia dusza w tej strofie swego Oblubieńca i
okazuje Mu wdzięczność za wielkie łaski, jakie
otrzymuje ze zjednoczenia się z Nim. Mówi bowiem,
że dzięki temu zjednoczeniu otrzymuje głębokie i
rozliczne wiadomości o Nim samym, pełne miłości, a
przez nie władze jej i zmysł duchowy - przed tym
zjednoczeniem ciemny i ślepy - teraz zostają
oświecone i zapalone miłością i mogą już tym
światłem i żarem miłości odpowiadać na miłość
Tego, który je tak oświecił i rozmiłował. Kto
bowiem prawdziwie kocha, wtedy tylko jest
całkowicie zadowolony, gdy wszystko, czym jest, co
znaczy, co ma i otrzymuje, odda umiłowanemu; a im
większe jest to wszystko, tym większej kosztuje
radości z oddania. Cieszy się tu z tego dusza,
gdyż tymi odblaskami i miłością, którą otrzymuje,
może sama promieniować przed swym Umiłowanym i
miłować Go. Następuje wiersz:
Pochodnie ognia płonącego.
2. Należy zaznaczyć, że pochodnie mają dwie
właściwości, mianowicie świecą i wydają żar.
By zrozumieć, o jakich pochodniach mówi tu
dusza i w jaki sposób płoną one i rozpalają ją,
trzeba najpierw wiedzieć, że Bóg w swym jedynym i
prostym bycie jest pełnią wszystkich doskonałości
i przymiotów, jest wszystkimi cnotami i
wielkościami swoich przymiotów. Jest bowiem
wszechmocny, mądry, dobry, miłosierny,
sprawiedliwy, możny, miłujący itd. Jest również
innymi nieskończonymi przymiotami, których my nie
znamy. Będąc więc tym wszystkim w swym prostym
bycie, złączony z duszą, gdy jej daje tę łaskę, że
otwiera przed nią bramy poznania, sprawia, że
widzi ona wtedy w Nim każdą z osobna z tych cnót i
wielkości, tj. potęgę, mądrość, dobroć,
miłosierdzie itd. A ponieważ każda z tych rzeczy
jest to ten sam Bóg w jedynym swym podmiocie,
czyli Ojciec, Syn i Duch Święty [i każdy z tych
przymiotów jest tym samym Bogiem], Bóg zaś jest
nieskończonym światłem i nieskończonym ogniem, jak
już powiedzieliśmy, więc każdy z tych
nieskończonych przymiotów świeci i daje ciepło jak
Bóg i tak każdy z nich jest pochodnią, która
oświeca duszę i daje ciepło miłości.
3. Ponieważ zaś w jednym tylko akcie tego
zjednoczenia otrzymuje dusza poznanie tych
przymiotów, więc równocześnie jest Bóg dla niej
rozlicznymi pochodniami, z których każda z osobna
jej świeci w tym poznaniu i daje ciepło; o każdej
bowiem z nich ma oddzielne poznanie i od niej jest
rozpłomieniona miłością.
Tak więc we wszystkich tych pochodniach kocha
dusza oddzielnie, rozpłomieniona przez każdą z
nich z osobna i przez wszystkie razem, bo
wszystkie te przymioty są jednym bytem, jak
powiedzieliśmy. I wszystkie te pochodnie są jedną
pochodnią, która stosownie do jej cnót i
przymiotów świeci jak rozliczne pochodnie. Dlatego
dusza w jednym tylko akcie poznania tych pochodni
kocha przez każdą z nich, a równocześnie przez
wszystkie razem, otrzymując w tym akcie żar
miłości przez każdą pochodnię i od każdej, a
zarazem łącznie od wszystkich i przez wszystkie
łącznie.
Odblask bowiem, który rzuca na nią ta pochodnia
bytu Bożego, o ile On jest wszechmocny, daje jej
światło i żar miłości Boga jako wszechmocnego. A
przez to jest już Bóg dla duszy pochodnią
wszechmocy, która jej daje światło i wszelkie
poznanie według tego przymiotu. Odblask, który
rzuca na nią pochodnia bytu Bożego, o ile On jest
mądrością, daje jej światło i żar miłości Boga
jako mądrego i przez to jest dla niej Bóg
pochodnią mądrości. Odblask zaś, który rzuca na
nią ta pochodnia Boga, o ile On jest dobrocią,
daje duszy światło i żar miłości Boga jako dobrego
i przez to jest dla niej pochodnią dobroci. W ten
sposób jest dla niej pochodnią sprawiedliwości,
mocy, miłosierdzia i wszystkich innych przymiotów,
jakie ukazują się duszy wszystkie razem w Bogu.
Światło zaś, które od wszystkich razem
otrzymuje, daje jej ten żar miłości Boga, którym
Go kocha, gdyż On sam jest tym wszystkim. Tak więc
to udzielanie się i poznanie, które o sobie samym
daje Bóg duszy, a które według mego zdania jest
największą łaską, jaką jej może dać w tym życiu,
jest dla niej niezliczonymi pochodniami, które
dają jej poznanie i miłość.
4. Te pochodnie widział Mojżesz na górze Synaj,
gdzie w chwili gdy Bóg przechodził koło niego,
upadł twarzą na ziemię i zaczął wielbić i
wysławiać niektóre z nich: "Panujący, Panie, Boże,
miłosierny i łaskawy, cierpliwy i mnogiej litości,
i prawdziwy, który zachowujesz miłosierdzie na
tysiące; który gładzisz nieprawość, niezbożności i
grzechy, a nikt u Ciebie nie jest sam przez się
niewinny" (Wj 34, 6-7). Widać z tych słów, że
główne przymioty i cnoty, które tam poznał Mojżesz
w Bogu, to były: wszechmoc, panowanie, bóstwo,
miłosierdzie, sprawiedliwość, prawda i prawość
Boga, czyli było to najwyższe poznanie Boga. A
ponieważ stosownie do poznania udzieliła mu się i
podobna miłość, więc była to najwyższa rozkosz i
kosztowanie miłości, które tam otrzymał.
5. I należy zaznaczyć, że rozkosz, jaką dusza
otrzymuje w porywie miłości, udzielona jej przez
ogień światła tych pochodni, jest niewypowiedziana
i bezmierna, gdyż pochodzi od rozlicznych
pochodni, z których każda rozpala ją miłością.
Również żar jednej potęguje żar drugiej i płomień
jednej zwiększa płomień drugiej, tak jak blask
jednej zwiększa blask drugiej, gdyż przez
jakikolwiek jeden przymiot Boga poznaje się inny.
Tak więc wszystkie one razem są jednym światłem i
jednym ogniem i każda z osobna jest również jednym
światłem i jednym ogniem.
Dusza, pochłonięta całkowicie przez te czułe
płomienie, jest subtelnie zraniona miłością przez
każdy z nich, a przez wszystkie razem jeszcze
głębiej zostaje zraniona i ożywiona w miłości
życia Bożego. I widzi wtedy dobrze, że ta miłość
jest miłością życia wiecznego, w którym są zebrane
wszystkie dobra. Odczuwając to poznaje wtedy
dobrze prawdę tych słów Oblubieńca z Pieśni nad
pieśniami: Pochodnie miłości, to pochodnie ognia i
płomieni (8, 6). Jakże są piękne kroki twoje w
trzewikach, córko książęca! (7, 7). Któż może
wypowiedzieć wspaniałość i urok twych rozkoszy i
twego majestatu w przedziwnym odblasku i miłości
twych świateł?
6. Opowiada Pismo święte, że w starożytności
jedna z tych pochodni przeszła przed Abrahamem i
przejęła go wielkim, pełnym mroku przerażeniem, bo
była to pochodnia surowej sprawiedliwości, która
miała w przyszłości dosięgnąć Chananejczyków (Rdz
15,12-17).
Lecz te pochodnie poznania Boga, które łagodnie
i miłośnie zalewają cię blaskiem, o duszo
ubogacona, o ileż więcej przynoszą ci światła i
rozkoszy miłości, niż tamta sprawiła lęku i
ciemności Abrahamowi! O, jak wielka, wzniosła i
różnolita jest twa rozkosz! We wszystkich bowiem i
od wszystkich odczuwasz szczęście i miłość, gdyż
Bóg według swych przymiotów i doskonałości udziela
się twym władzom.
Jeśli ktoś kocha i daje dary drugiemu, daje mu
i kocha go według swego stanu i właściwości. Tak i
twój Oblubieniec, o duszo, będąc w tobie, daje ci
łaski według swojej godności: jest wszechmocny,
więc obdarowuje cię dobrem i kocha cię z
wszechmocą; jest mądry, więc odczuwasz, że
świadczy ci dobrodziejstwa i kocha cię z
mądrością; jest nieskończenie dobry, więc czujesz,
że kocha cię z dobrocią; jest święty, więc
widzisz, że kocha cię i daje ci łaski z
świętością; jest sprawiedliwy, więc kocha cię i
obdarowuje sprawiedliwie; jest miłosierny, łaskawy
i łagodny, więc czujesz Jego miłosierdzie,
łaskawość, łagodność; jest również potężnym,
wzniosłym i delikatnym bytem, odczuwasz zatem, że
kocha cię z mocą, wzniosie i delikatnie; jest
promienny i czysty, czujesz więc, że z największą
czystością cię kocha; jest prawdziwy, więc
naprawdę cię kocha; jest wspaniałomyślny, więc
poznajesz, że kocha cię i obdarza łaskami z całą
wspaniałomyślnością, dla twego dobra tylko, bez
żadnego swego interesu; a ponieważ jest mocą
największej pokory, z największą dobrocią i
szacunkiem cię kocha i równa cię z sobą; a
ukazując ci się radośnie na tych drogach (Mdr 6,
17) poznania Siebie, ze swym obliczem pełnym łask,
mówi ci w tym zjednoczeniu ku najwyższej twej
radości: jestem twoim i dla ciebie i podobam sobie
w tym, że jestem tym, czym jestem, by móc być
twoim i oddać się tobie!
7. Któż więc może wypowiedzieć, co odczuwasz
wtedy, o szczęśliwa duszo, widząc się tak kochaną
i tak wysoce uwielmożnioną? Łono twoje, którym
jest wola twoja, jest podobne, jak oblubienicy z
Pieśni nad pieśniami, do brogu pszenicy,
otoczonego liliami (7, 2), albowiem przy tych
ziarnach chleba żywota, które razem pożywasz,
lilie otaczających cię cnót napełniają cię
rozkoszą. To bowiem są córki królewskie, które
według Dawida uweseliły cię mirrą, kadzidłem i
innymi wonnościami (Ps 44, 9-10), bo wiadomości,
jakich ci udziela Umiłowany o swych wdziękach i
doskonałościach, są jakby jego córkami, a tyś w
nich zanurzona i tak zalana nimi, że jesteś
również studnią wód żywych, płynących pędem z
Libanu (Pnp 4, 15), którym jest Bóg. W tym
wszystkim jesteś przedziwnie uweselona w
całkowitej harmonii twojej duszy, a także twojego
ciała, stawszy się jednym rajem boskich zalewów,
gdyż spełniają się nadto na tobie słowa psalmu:
"Bystrość rzeki rozwesela miasto Boże" (45, 5).
8. Zdumiewająca rzecz, jak w tym czasie rozlewa
dusza boskie wody, zmieniona sama w jedno źródło
bijące i rozlewające na wszystkie strony te boskie
wody! Bo choć jest prawdą, że to udzielanie się, o
jakim mówimy, jest światłem i ogniem pochodni
Boga, to jednak równocześnie ten ogień jest tu tak
miły, że pozostając bezmiernym ogniem, staje się
wodami życia, które gaszą pragnienie ducha z
gwałtownością, jakiej pragnął. Tak więc te
pochodnie ognia są wodami żywymi Ducha Świętego,
podobnie jak te, które spłynęły na Apostołów (Dz
2, 3). Chociaż bowiem były one pochodniami ognia,
były również wodami czystymi, wodami zdrojowymi,
jak je określił prorok Ezechiel, przepowiadając
przyjście Ducha Świętego: "Wyleję na was wodę
czystą... i ducha mego położę wpośród was" (36,
25-26).
Tak więc, choć jest ogniem, jest zarazem i
wodą; bo ten ogień był wyobrażony przez ogień z
ołtarza całopaleń, który Jeremiasz ukrył w studni:
jak długo był tam ukryty, był wodą, a gdy został
wydobyty dla ofiary, był znowu ogniem (2 Mch l,
20-22). Podobnie właśnie ten Duch Boży, o ile jest
ukryty w żyłach duszy, jest wodą słodką i
rozkoszną, gaszącą pragnienie ducha; a o ile
oddaje się ofiarnemu miłowaniu Boga, staje się
żywymi płomieniami ognia, będącymi tymi
płomiennymi pochodniami aktu miłości, o których
mówi Pieśń nad pieśniami (8, 6) w odniesieniu do
Oblubieńca, jak wyżej wspomniano. Dlatego nazywa
je tu dusza płomieniami, bo nie tylko smakuje ich
w sobie jako wody, lecz również rozpala się nimi w
miłości Boga jako płomieniem.
Przez to więc, że dusza w udzielaniu się jej w
tych płomieniach ducha zostaje rozpalona i
wprowadzona w czynną miłość, w akt miłości, nazywa
je raczej pochodniami niż wodami, mówiąc:
pochodnie ognia płonącego!
Wszystko jednak, co można powiedzieć w tej
strofie, jest zbyt nieudolne w porównaniu z
rzeczywistością, gdyż przemienienie duszy w Boga
jest niemożliwe do wypowiedzenia. Wszystko, co się
da powiedzieć, można zawrzeć w tym zdaniu: dusza
stalą się Bogiem z Boga przez uczestnictwo w Nim i
w Jego przymiotach, które są pochodniami ognia,
jak je tu nazywa.
W waszych odblaskach jasnych i
promiennych.
9. By zrozumieć, jakie są odblaski tych
pochodni, o których tu dusza mówi i jak ona w nich
promienieje, należy wiedzieć, że tymi odblaskami
są miłosne poznania, jakich pochodnie przymiotów
Bożych udzielają duszy; ona zaś, będąc złączona z
nimi w swoich władzach, promieniuje również tak
jak one same, przemieniona w odblaski miłosne.
To oświecenie przez odblaski, w których dusza
promienieje żarem miłości, nie jest podobne do
tego, jakie sprawiają pochodnie materialne,
oświecające płomieniami rzeczy znajdujące się
wokoło, lecz raczej do tego, jakim promienieją
rzeczy znajdujące się wewnątrz tych płomieni, gdyż
dusza znajduje się w pośrodku tych odblasków i
dlatego mówi: w waszych odblaskach, czyli w ich
środku.
I nie tylko znajduje się wśród nich, lecz, jak
już powiedzieliśmy, jest całkowicie w me
przemieniona, sama staje się odblaskami. Możemy
więc powiedzieć, że jest ona jak powietrze wśród
płomieni, rozpalone i zamienione w płomień, a
poruszenia i odblaski, które wydaje płomień, nie
należą ani do samego powietrza, ani do samego
ognia, z którego pochodzą, lecz są wspólne
powietrzu i ogniowi; ogień bowiem, rozpalając
powietrze, które obejmuje, zamienia je w siebie.
10. Przez to porównanie zrozumiemy, jak dusza
wraz ze swoimi władzami jest oświecona wśród
odblasków Boga. Poruszeń tych boskich płomieni,
którymi, jak wspomnieliśmy, są te wzmagania i
wybuchy płomieni, nie wykonuje sama dusza
przemieniona w płomienie Ducha Świętego, nie
wykonuje ich również sam Duch Święty, lecz On i
dusza pospołu, i On porusza duszę, jak to czyni
ogień z rozpalonym powietrzem. Te wspólne
poruszenia Boga i duszy nie tylko są odblaskami,
lecz również chwałą duszy, gdyż te poruszenia i
wybuchy płomieni są tym igraniem i świętem
radości, które, jak mówiliśmy w drugim wierszu
pierwszej strofy, sprawia Duch Święty w duszy, i
przez które zdaje się, że za każdym razem chce jej
dać życie wieczne, przenieść ją do pełności swej
chwały wprowadzając ją już całkowicie w siebie.
Wszystkie łaski bowiem, pierwsze i ostatnie,
większe i mniejsze, daje Bóg duszy w tym celu, by
ją podnieść do życia wiecznego. I jak płomień
wszystkie poruszenia i wybuchy w powietrzu
rozpalonym sprawia dlatego, by je wciągnąć do
środka swej sfery, tak i wszystkie te poruszenia
Boga są ciągłym staraniem, by porwać duszę jak
najgłębiej w siebie. Lecz jak powietrza
pozostającego w swej sferze nie może ogień
pochłonąć, tak również, chociaż te poruszenia
Ducha Świętego są najskuteczniejsze, by pogrążyć
duszę w najwyższej chwale, jednak nie dokonują
tego, aż przyjdzie czas, gdy dusza wyjdzie z sfery
powietrza, tj. z życia cielesnego, by mogła wejść
w ośrodek duchowy doskonałego życia w Chrystusie.
11. Należy jednak zaznaczyć, że te poruszenia
są raczej poruszeniami duszy niż Boga, gdyż Bóg
się nie porusza. Te widzenia chwały, jakie dusza
otrzymuje, są stałe, doskonałe i ciągłe, w pełnym
spokoju w Bogu. To również będzie miała dusza w
przyszłym życiu, lecz już bez żadnej większej czy
mniejszej zmiany i bez następstwa poruszeń. Wtedy
ujrzy dusza jasno, że choć wydawało się jej tu, iż
Bóg się poruszał w niej, jednak sam w sobie się
nie porusza, tak jak ogień nie porusza się w swej
sferze; i że ona nie będąc jeszcze doskonała w
chwale, miała owe poruszenia i wybuchy płomieni w
odczuciu chwały.
12. Przez to, co już powiedzieliśmy i co dalej
powiemy, jaśniej się zrozumie, jak wielka jest
wzniosłość odblasków tych pochodni, o których
mówimy. Te odblaski bowiem inaczej nazywają się
zaćmieniami.
Zaciemniać zaś coś, jest to to samo, co
osłaniać cieniem; a osłaniać cieniem, to bronić
kogoś, sprzyjać mu i świadczyć mu łaski; gdyż
okrycie cieniem jest znakiem, że osoba, do której
ten cień należy, jest blisko do pomocy i obrony.
Dlatego tę wielką łaskę poczęcia Syna Bożego, jaką
Bóg dał Najświętszej Pannie Maryi, nazwał
archanioł Gabriel zaćmieniem Ducha Świętego,
mówiąc: "Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc
Najwyższego Cię zaciemni"(Łk 1, 35).
13. Dla lepszego zrozumienia, jak powstaje ten
cień Boga, zaćmienie albo owe odblaski, gdyż to
jest jedno i to samo, należy zważyć, że każda
rzecz ma i rzuca cień według swego kształtu i
właściwości. Jeśli rzecz jest zwarta i ciemna,
rzuca cień ciemny, lecz jeśli jest jasna i
przejrzysta, rzuca cień jasny i delikatny. Cień
więc jednego mroku będzie drugim mrokiem według
jego kształtu, a cień jednego światła będzie
drugim światłem, według kształtu tego światła.
14. Ponieważ zaś doskonałości i przymioty Boga
są promiennymi i rozpalonymi pochodniami, i będąc
tak blisko duszy, jak to mówiliśmy, nie mogą nie
dotknąć jej swymi cieniami, a cienie te muszą być
jasne i promienne, stosownie do właściwości
pochodni, które je rzucają, więc cienie te będą
odblaskami. A zatem cień, który rzuca na duszę
pochodnia piękności Boga, będzie też pięknością
odpowiednią do kształtu i właściwości piękna
Bożego; cień, który rzuca moc Boża, będzie również
mocą, odpowiednią do Bożej mocy; cień, który rzuca
mądrość Boża, będzie także mądrością Boga, na
kształt Bożej mądrości. Podobne również będą
cienie innych pochodni lub raczej, by się lepiej
wyrazić, będzie w tym cieniu ta sama mądrość, to
samo piękno i ta sama moc Boga w cieniu. Dusza
jednak nie może tego całkowicie pojąć. W cieniu
tym, będącym odpowiednim do formy i właściwości
Boga, czyli do samego Boga, poznaje dusza jasno
wzniosłość Boga.
15. O, jakżeż więc wzniosie są te cienie, które
wielkością swych doskonałości i przymiotów Duch
Święty rzuca na ową duszę, będąc tak blisko niej,
że nie tylko dotyka ją cieniami, lecz jest z nią
złączony w tych cieniach i odblaskach, a ona w
każdym z nich poznaje i smakuje Boga, według Jego
właściwości i przymiotów w każdym z tych cieni!
Poznaje tu i smakuje potęgę Bożą w cieniu Jego
potęgi, mądrość Bożą poznaje i smakuje w cieniu
mądrości Boga, nieskończoną dobroć Boga poznaje i
smakuje w jej cieniu, który rzuca na nią ta dobroć
nieskończona itd. Na koniec zaznaje chwały Boga w
cieniu chwały, który daje jej poznać właściwości i
formę chwały Boga. Wszystko to dzieje się w
jasnych i rozpalonych cieniach tych jasnych i
płonących pochodni, które istnieją razem w jednej
pochodni jednego prostego bytu Boga, oświecającego
ją obecnie tymi wszystkimi sposobami.
16. O, co odczuwa i czego doświadcza dusza
dostępując udziału w poznaniu tej postaci, którą
widział Ezechiel jako istotę żywą o czterech
twarzach i jako krąg o czterech kotach! Co odczuwa
ona widząc spojrzenie jego jakby węgle rozżarzone,
jak spojrzenie pochodni i oglądając krąg, którym
jest mądrość Boga, pełny oczu zewnątrz i wewnątrz,
jakimi są poznania Boże i odblaski Jego
doskonałości. I odczuwa w swym duchu ten odgłos,
który czyniło Jego przejście, a który byt jakby
głosem mnóstwa i głosem wojska, co oznacza
nieskończone wielkości Boga, jakie tu dusza
poznaje z osobna w jednym tylko oddźwięku Jego
przejścia przez nią. Na koniec wreszcie, co
odczuwa dusza, gdy słyszy ten szum uderzeń Jego
skrzydeł, o którym mówi prorok, że był on jako
głos wód wielkich i jako głos najwyższego Boga, co
oznacza ową gwałtowność wód Bożych, które, jak już
wspomnieliśmy, w przyjściu Ducha Świętego w
płomieniu miłości zalewają duszę uweselając ją! I
raduje się tu chwałą Boga w Jego podobieństwie i
cieniu; o niej tu również mówi prorok, że widzenie
tej istoty żywej i kręgu było widzeniem
podobieństwa chwały Bożej (por. Ez 1,5-28).
Któż może wypowiedzieć, jak wysoko podniesioną
czuje się wtedy ta szczęśliwa dusza, jak widzi się
uwielmożnioną i zachwyconą w świętym pięknie?
Widząc się tedy tak całkowicie zanurzoną w wodach
boskich odblasków, dusza czuje, że Ojciec
Przedwieczny szczodrą ręką dal jej nawodnione
ziemie, wyższe i niższe, podobnie jak to uczynił
wzdychającej Aksie jej ojciec (Joz 15, 18-19),
gdyż te wody płynąc, przenikają jej duszę i ciało,
tj. jej wyższą i niższą część.
17. O niepojęta wspaniałości Boga! Mimo że te
pochodnie przymiotów Bożych są jednym prostym
bytem, to jednak w nim jednym widzi się i smakuje
każdą z osobna płynącą, a każda z nich jest
istotnie (s.765) tą samą, co i druga. O przepaści
rozkoszy! Tym jesteś większa, im ściślej są twe
bogactwa zespolone w jedności i nieskończonej
prostocie twego jedynego bytu, w którym tak się
poznaje i smakuje jednego, że to nie przeszkadza
doskonałemu poznaniu i smakowaniu drugiego.
Owszem, każdy wdzięk i doskonałość, które są w
tobie, są równocześnie światłem wszelkiej innej
wielkości twojej, bo przez twą czystość, o
Mądrości Boża, widząc jedną rzecz w tobie, widzi
się ich wiele! Tyś bowiem jest skarbcem bogactw
Ojca, "jasnością wiecznej światłości i obrazem bez
zmazy Boskiego majestatu i wyobrażeniem dobroci
Jego" (Mdr 7, 26). W waszych odblaskach jasnych i
promiennych...
Otchłanie głębin zmysłu duchowego
18. Tymi otchłaniami są władze duszy: pamięć,
rozum i wola. Są one tak głębokie, jak wielkie
skarby zdołają pomieścić i nic ich nie potrafi
[zapełnić], tylko nieskończoność. Z tego, co one
cierpią, gdy są puste, możemy poznać w pewnym
stopniu, jak się radują i rozkoszują, gdy są pełne
Boga, gdyż przez jedno przeciwstawienie uwypukla
się drugie.
Należy tu zaznaczyć, że te otchłanie władz, jak
długo nie są puste, ogołocone i oczyszczone z
wszelkiego przywiązania do stworzeń, nie odczuwają
wielkiej próżni swej głębokiej pojemności. Każda
bowiem, nawet maleńka rzecz, gdy w tym życiu do
niej przylgną, wystarczy, by je trzymać tak
skrępowane i omamione, że nie czują doznanej
szkody, nie widzą swych skarbów bezcennych, ani
nie poznają swej zdolności do ich przyjęcia.
Dziwna rzecz, że chociaż zdołają pomieścić
nieskończone dobra, wystarczy drobiazg, by tak je
wypełnić, że nie mogą przyjąć żadnego z dóbr
doskonałych, dopóki całkowicie nie zostaną
opróżnione, jak o tym zaraz będziemy mówić.
Gdy jednak te jaskinie są próżne i czyste,
powodują nieznośne pragnienie, głód i utęsknienie
ducha. Tak bardzo cierpią, jak pojemne są głębie
tych otchłani, bo pokarm, którego brak odczuwają,
również jest pełen głębi - a jest nim Bóg.
To wielkie odczucie zdarza się zwykle przy
końcu drogi oświecającej i oczyszczającej duszę,
zanim dojdzie do zjednoczenia, gdzie już znajduje
spokój. Gdy bowiem pożądanie duchowe jest wolne i
oczyszczone z wszelkiego stworzenia i przywiązania
oraz wyzbyło się skłonności naturalnych, nastraja
się do rzeczy Bożych, ma już dla nich przygotowaną
próżnię. A ponieważ jeszcze nie udzielają się jej
te rzeczy nadprzyrodzone w zjednoczeniu z Bogiem,
odczuwa cierpienie z powodu tej próżni i udrękę
pragnienia gorszą od śmierci, zwłaszcza gdy przez
pewne widzenie czy przebłyski ukaże się jej jakiś
promień Boży, a jeszcze się jej nie udziela. To są
owe dusze, które cierpią wskutek niecierpliwej
miłości i nie mogą długo trwać w tym stanie, bo
albo uzyskają zaspokojenie swych pragnień, albo
umrą.
19. Pierwszą otchłanią, o jakiej mowa, jest
rozum, a jego próżnią jest pragnienie Boga.
Pragnienie to, gdy rozum już jest przygotowany,
bywa tak wielkie, że Dawid, nie znajdując lepszego
porównania, przyrównuje je do pragnienia jelenia,
które podobno jest bardzo gwałtowne, mówiąc: "Jak
tęskni jeleń do źródeł wód, tak tęskni dusza moja
do Ciebie, Boże!" (Ps 41, 2). Pragnienie to pożąda
wód Bożej mądrości, która jest przedmiotem rozumu.
20. Drugą otchłanią jest wola, a jej próżnią
jest głód Boga tak wielki, że wprawia w omdlenie
duszę, jak to również mówi Dawid: Pożąda i tęskni
dusza moja do przedsieni Pańskich! (Ps 83, 3).
Głód ten łaknie doskonałej miłości, do której
dusza zdąża.
21. Trzecią otchłanią jest pamięć, a próżnią
jej jest topnienie i rozpływanie się niejako duszy
za posiadaniem Boga, jak to zaznacza Jeremiasz,
mówiąc: "Memoria memor ero, et tabescet in me
anima mea: "Pamiętać zawsze będę i dużo o Nim
przypominać sobie będę i uschnie we mnie dusza
moja" (Lm 3, 20); a rozważając te rzeczy w sercu
moim będę żywił nadzieję w Bogu.
22. Pojemność tych otchłani jest bardzo wielka,
bo to, co już może wejść do nich, jest głębokością
nieskończonej dobroci, gdyż jest to sam Bóg. W
pewien sposób więc ta pojemność duszy jest
nieskończona. I tak: jej pragnienie jest
nieskończone, jej głód jest również głęboki i
nieskończony, jej wyniszczenie i cierpienie jest
śmiercią nieskończoną. A chociaż nie powoduje ona
tak gwałtownych cierpień, jak w życiu przyszłym,
jest jednak żywym obrazem tego wieczystego
umierania przez pozbawienie Boga, bo dusza jest
już przygotowana na przyjęcie swej pełni.
Chociaż to cierpienie jest innej natury, mieści
się bowiem w łonie miłości woli, to jednak tutaj
miłość nie zmniejsza cierpienia; bo im większa
jest miłość, tym większa jest gwałtowność tęsknoty
za posiadaniem Boga, którego na każdą chwilę
oczekuje z największą żądzą.
23. Lecz, Boże mój, jeśli jest prawdą, że dusza
prawdziwie pragnąca Boga już Go posiada, jak mówi
św. Grzegorz objaśniając Ewangelię św. Jana,
jakżeż może cierpieć z powodu tęsknoty za tym, co
już posiada? W pragnieniu bowiem, jakim płoną
aniołowie, by ujrzeć Syna Bożego, według słów św.
Piotra (1 P 1,12), nie ma żadnego cierpienia ani
udręczenia, gdyż Go już posiadają. Wydaje się
więc, że im więcej dusza pragnie Boga, tym pełniej
Go posiada, a posiadanie Boga daje duszy rozkosz i
nasycenie. Tak dzieje się z aniołami, którzy,
ponieważ ich pragnienie jest posiadaniem,
rozkoszują się, mając zawsze nasycone pożądanie
duszy, bez przesytu jednak; a ponieważ nie czują
wstrętu, zawsze pragną, a posiadając już nie czują
cierpienia. Dusza więc odczuwa w tym pragnieniu
tym więcej nasycenia i rozkoszy, a nie bólu i
zmartwienia, im to pragnienie jest większe, gdyż
wtedy posiada Boga.
24. W tym przedmiocie należy jednak dobrze
zważyć różnicę, jaka zachodzi między posiadaniem
Boga przez laskę tylko, a posiadaniem Go również
przez zjednoczenie. Pierwsze bowiem jest tylko
wzajemnym upodobaniem, a drugie jest wzajemnym
udzielaniem się; czyli zachodzi tu podobna
różnica, jak między zaręczynami a małżeństwem.
Przy zaręczynach jest bowiem tylko wzajemne
"tak", zgodna wola obu stron, i kosztowności i
ozdoby, które narzeczony daje wdzięcznie swej
narzeczonej; w małżeństwie zaś jest wzajemne
udzielanie się i zjednoczenie osób. W
narzeczeństwie, chociaż oblubieniec odwiedza
oblubienicę co pewien czas i obdarza ją, jak
wspomnieliśmy darami, nie ma jednak jeszcze
zjednoczenia, które jest kresem zaręczyn.
Podobnie więc, gdy dusza doszła do takiej
czystości w samej sobie i w swych władzach, że
wola jej jest już w wysokim stopniu oczyszczona ze
wszystkich upodobań i pożądań zewnętrznych, tak co
do części wyższej jak i niższej, i z całą
szczerością wypowiedziała swoje "tak" na to
wszystko w Bogu, zostaje wtedy wola Boga i wola
duszy złączona w jednym i wolnym przyzwoleniu i
dusza dochodzi do posiadania Boga przez łaskę i
wolę o tyle, o ile może osiągnąć to drogą woli i
łaski. Wtedy bowiem na jej "tak" Bóg oddaje jej
prawdziwie swoje "tak" i całkowitą swą łaskę.
25. To jest właśnie ten wysoki stan zaręczyn
duchowych duszy ze Słowem, w którym Oblubieniec
świadczy jej wielkie dobrodziejstwa i bardzo
często nawiedza ją z ogromną miłością darząc ją
wówczas wielkimi łaskami i rozkoszami. Łaski te
jednak nie mogą równać się z tymi, jakie otrzymuje
się w zaślubinach duchowych. Wszystkie one są
tylko przygotowaniem do zjednoczenia się w
zaślubinach. Chociaż bowiem jest prawdą, że to
wszystko dzieje się w duszy, która już jest
zupełnie oczyszczona z wszelkiego przywiązania do
stworzeń, bo zaręczyny duchowe nie mogą dokonać
się bez tego, jak to już mówiliśmy, to jednak
wymaga ona jeszcze pozytywnego przygotowania przez
Boga, przez Jego nawiedzenia i dary, jakimi ją
jeszcze lepiej oczyszcza, ozdabia pięknością i
wdziękiem, by była godna tak wysokiego
zjednoczenia.
Przygotowanie trwa u jednych dłuższy, u innych
krótszy czas, gdyż Bóg przeprowadza je zależnie od
stanu duszy. Dzieje się tu z duszą podobnie jak z
owymi panienkami, które zostały wybrane dla króla
Aswerusa. Chociaż bowiem zostały wyprowadzone ze
swojej ziemi i z domu swych rodziców, to jednak
zanim je dopuszczono do łożnicy królewskiej,
przebywały najpierw przez jeden rok zamknięte w
pałacu królewskim. Pół roku przygotowywały się
przez namaszczenia olejkami z mirry i innymi
wonnościami, a drugie pół roku przez inne, jeszcze
delikatniejsze namaszczenia, a potem dopiero
wchodziły do łożnicy króla (Est 2,2-4 i 12-14).
26. W tym okresie zaręczyn i oczekiwania
zaślubin wśród namaszczeń Ducha Świętego, im
wzniosłejsze są te namaszczenia przygotowawcze do
zjednoczenia z Bogiem, tym większe i żywsze bywają
udręki otchłani duchowych, wzniosie j szych już i
delikatniejszych. Gdy bowiem te namaszczenia
przygotują już duszę bliżej do zjednoczenia się z
Bogiem, będąc bliższe Boga, tym silniejszą wonią
napełniają duszę, tym czulej wabią ją do Boga i to
pragnienie staje się czulsze i głębsze; a właśnie
pragnienie Boga jest przygotowaniem do
zjednoczenia się z Bogiem.
27. O, jakby tu było stosowne miejsce, aby
przestrzec dusze, które Bóg podnosi do tych
delikatnych namaszczeń, by się zastanowiły, co
czynią i pod jakie kierownictwo się oddają, ażeby
nie zawróciły z drogi! Lecz to wychodzi poza
granice przedmiotu, którym się zajmujemy.
Tak wielkie jednak współczucie i ból ranią mi
serce na widok tych dusz cofających się wstecz i
nie tylko pozwalających, by to namaszczenie
stawało się w nich coraz większe, lecz tracących
również w sposób pożałowania godny skutki tego
Bożego namaszczenia, że nie mogę się powstrzymać,
by ich nie przestrzec, co mają czynić dla
uniknięcia tak wielkiej szkody. Przez to odchylimy
się nieco od naszego przedmiotu; (jednak wnet do
niego wrócę). Zresztą wszystko to posłuży do
zrozumienia właściwości owych jaskiń duchowych. A
chcę o tym mówić, gdyż to będzie potrzebne nie
tylko dla tych dusz, które tak szczęśliwie
postępują, lecz również dla wszystkich innych,
które szukają swego Umiłowanego.
28. Najpierw trzeba wiedzieć, że jeśli dusza
szuka Boga, to o wiele więcej Umiłowany jej szuka;
i jeśli ona śle do Niego swe miłosne pragnienia,
tak wonne dlań "jak słupy dymu z wonności mirry i
kadzidła" (Pnp 3, 6), to On wysyła jej również
zapach swych olejków, którymi ją pociąga i porywa
do siebie (tamże, 1,3). Tymi olejkami są boskie
natchnienia i dotknięcia, które gdy od Niego
pochodzą, zawsze pobudzają i skierowują ku
doskonałości prawa Bożego i wiary. Przez tę
doskonałość ma postępować dusza zbliżając się
coraz bardziej do Boga.
Winna więc dusza zrozumieć, że pragnieniem Boga
we wszystkich dobrodziejstwach, które jej świadczy
przez te namaszczenia i zapachy boskich olejków,
jest przygotowanie jej do innych, wznioślejszych i
delikatniejszych namaszczeń, bardziej zbliżonych
do natury Bożej, aż przyjdzie do tak wykończonego
i całkowitego przygotowania, iż zasłuży na
zjednoczenie się z Bogiem i substancjalne
przeobrażenie we wszystkich swych władzach.
29. Dusza zważywszy, że Bóg jest głównym
czynnikiem w całej tej sprawie i przewodnikiem,
który ma ją prowadzić jak ślepego za rękę tam,
dokąd by sama nie umiała iść, to jest do rzeczy
nadprzyrodzonych, których jej rozum ani wola, ani
pamięć nie potrafią pojąć, powinna dokładać
największego wysiłku i starania, by nie stawiać
przeszkody na drodze doskonałości prawa Bożego i
wiary, przez którą ją Bóg prowadzi.
Ta przeszkoda wyrośnie przed nią, jeśli się
pozwoli strzec i prowadzić komuś ślepemu. Trzech
zaś jest ślepców, którzy ją mogą sprowadzić z
drogi, mianowicie: przewodnik duchowy, szatan i
ona sama. By dusza mogła zrozumieć to, omówimy
krótko każdy z tych przedmiotów.
30. Co do pierwszego, dusza pragnąca postępować
w skupieniu i doskonałości, musi bardzo uważać, w
czyje ręce się oddaje. Jaki bowiem jest mistrz,
taki będzie i uczeń; jaki ojciec, taki będzie i
syn. Zaznaczam zaś, że do tej drogi, a
przynajmniej do najwyższej jej części, a również
do środkowej, z trudnością znajdzie się biegły
przewodnik, obdarzony wszystkimi potrzebnymi
przymiotami, gdyż prócz wiedzy i roztropności
potrzeba mu jeszcze doświadczenia. Chociaż bowiem
fundamentem dla prowadzenia duszy jest wiedza i
roztropność, to jednak gdy przewodnikowi duchowemu
brakuje doświadczenia w rzeczach czysto duchowych,
nie potrafi prowadzić duszy, której się Bóg
oddaje, gdyż nie potrafi tego zrozumieć.
31. Z tego powodu kierownicy duchowi wyrządzają
często wielu duszom wielkie szkody, gdyż nie
znając dróg i właściwości ducha, sprawiają zwykle
to, że dusze tracą namaszczenie tych delikatnych
olejków, jakimi Duch Święty je namaszczał i
przygotowywał dla siebie. Prowadzą je bowiem
innymi, zwykłymi drogami, którymi sami szli lub
czytali o nich, a które służą tylko dla
początkujących. Znając tylko te początkowe drogi
(dałby Bóg, żeby chociaż tak było!), nie pozwalają
duszom wznosić się wyżej nad te początki i
dyskursywno-wyobrażeniowe sposoby. I nie
dopuszczają, by wyszły i przekroczyły zdolności
naturalne, z których dusza tylko bardzo małą
korzyść może osiągnąć.
32. By lepiej zrozumieć cechy właściwe
początkującym, trzeba zaznaczyć, że i zadaniem ich
i ćwiczeniem jest rozmyślanie za pomocą
rozumowania i wyobraźni. Trzeba więc koniecznie
dać tu duszy przedmiot, który by rozważała i
roztrząsała, wzbudzając przy tym akty wewnętrzne,
przez co wyrobi w swych zmysłach smak do rzeczy
duchowych. Uczucie bowiem, karmiąc się smakiem
duchowym, uwalnia się tym samym od smaku w
rzeczach zmysłowych i obojętnieje dla rzeczy
światowych.
Lecz gdy to pożądanie zmysłowe zasmakowało już
w rzeczach duchowych i z pewną siłą i trwałością
ustaliło się w nich, natychmiast zaczyna Bóg, jak
to mówią, odłączać duszę od piersi i wprowadzać ją
w stan kontemplacji. U niektórych osób, zwłaszcza
zakonnych, może to nastąpić w bardzo krótkim
czasie, gdyż te wyzbywszy się szybciej rzeczy
światowych, dostosowują swój zmysł i pożądanie do
Boga i wznoszą się do wyższego życia duchowego
przez szczególne Boże działanie. Dzieje się to
wtedy, gdy ustają czynności rozmyślania i
rozważania samej duszy i znikają te początkowe
słodycze i zapały zmysłowe, a dusza już nie może
rozmyślać jak przedtem, ani znaleźć żadnego
oparcia w zmysłach, pogrążonych teraz w oschłości,
gdyż wstępuje już w sferę duchową, której zmysły
nie mogą pojąć.
Ponieważ zaś wszystkie czynności, które dusza
sama może wykonywać, nie mogą być inaczej
wykonane, jak tylko z pomocą zmysłów, dlatego w
tym stanie Bóg jest tym, który działa, a dusza tą,
która doznaje; ona bowiem tylko przyjmuje i w niej
dokonuje się dzieło, a dającym i działającym jest
sam Bóg. On to więc daje jej w kontemplacji dobra
duchowe, którymi są: poznanie i miłość Boga, czyli
poznanie miłosne, przy czym dusza nie stosuje już
aktów i rozważań naturalnych, gdyż nie może tak
jak przedtem nimi się posługiwać.
33. Dlatego w tym czasie należy prowadzić duszę
zupełnie innym sposobem niż początkowo. Bo jeśli
przedtem poddawało się jej przedmiot do rozważania
i rozmyślania, to teraz trzeba go usunąć, by się
nad nim nie zatrzymywała, gdyż, jak mówię, nie
może tego uczynić, choćby chciała i niekiedy
zamiast się skupić, wpadnie w roztargnienie. I
jeśli przedtem szukała słodyczy, miłości i zapału
i znajdowała je, teraz nie może ich pragnąć ani
szukać, gdyż przy największej nawet pilności nie
tylko ich nie znajdzie, lecz popadnie w oschłość.
Tymi czynnościami bowiem, jakie chce wykonywać
przez zmysły, odwraca się od swego spokojnego i
cichego szczęścia, które się jej udziela w ukryciu
ducha, tracąc jedno, nie zyskuje drugiego, gdyż
teraz przez zmysły nie udzielają się jej dobra
tak, jak przedtem.
Dlatego w żaden sposób nie można w tym stanie
nakłaniać duszy, by rozważała, obudzała w sobie
akty i starała się o smak i zapał, gdyż to byłoby
stawianiem przeszkody głównie działającemu, tj.
Bogu, który ukrycie i w cichości napełnia duszę
mądrością i poznaniem miłosnym, bez uwydatnienia
poszczególnych aktów; chociaż czasem sprawia, że
one się objawiają przez pewien czas w duszy. Dusza
w tym czasie winna tylko miłośnie patrzeć na Boga,
bez wykonywania poszczególnych aktów, zachowując
się, jak mówiliśmy, biernie, nie czyniąc nic
własną pilnością, lecz trwać niewzruszenie, z
uwagą miłosną, prostą i szczerą jak ten, który
otwiera oczy z myślą o miłości.
34. Gdy więc Bóg udziela się duszy przez proste
i miłosne poznanie, i ona również powinna
przyjmować Go przez to proste i miłosne poznanie,
by w ten sposób złączyło się poznanie z poznaniem
i miłość z miłością. Wypada bowiem, by
otrzymujący, chcąc przyjąć i zachować to, co mu
dają, upodobnił się sam do tego, co otrzymuje, a
nie odróżniał się od tego. Filozofowie bowiem
mówią, że "każda rzecz, którą się przyjmuje, jest
w taki sposób w przyjmującym, jakim jest sam
przyjmujący ją".
Jasne więc jest, że jeśli dusza nie porzuci
naturalnego sposobu działania, nie będzie mogła
przyjąć tego dobra inaczej, jak tylko sposobem
naturalnym, czyli nie przyjmie go wcale i
pozostanie w swym działaniu naturalnym. Tego
bowiem, co jest nadprzyrodzone, nie można pojąć w
sposób naturalny, gdyż tu nie ma między nimi
podobieństwa. Jeśli więc dusza zechce wtedy
działać sama coś innego, jak tylko trwać w biernej
uwadze miłosnej, o której mówiliśmy, całkowicie
biernej i spokojnej, bez żadnej czynności
naturalnej, dopóki sam Bóg nie pobudzi jej do
jakiegoś aktu, wówczas stawia przeszkodę tym
łaskom, których jej Bóg w sposób nadprzyrodzony
udziela w miłosnym poznaniu. Początkowo przychodzi
ten stan wśród oczyszczenia wewnętrznego, kiedy to
dusza cierpi, jak już wyżej powiedzieliśmy, lecz
później pogrąża się w słodyczy miłości.
Jeżeli to poznanie miłosne otrzymuje się
biernie, co nie ulega wątpliwości, sposobem Bożym,
nadprzyrodzonym, a nie przez naturalne działanie
duszy, to wynika z tego, że dla jego przyjęcia
dusza musi być całkowicie wyniszczona w swych
działaniach naturalnych, wyzuta z nich, wolna,
spokojna, cicha i pogodna na sposób Boży. Zachodzi
tu podobieństwo z powietrzem, które im jest
czystsze od mgieł, spokojniejsze i bardziej
przejrzyste, tym je więcej prześwietla i ogrzewa
słońce. Dlatego nie powinna się dusza do niczego
przywiązywać, ani do aktywności rozmyślania, ani
do żadnej słodyczy, czy to zmysłowej, czy
duchowej, ani do jakichkolwiek innych pojmowań,
gdyż koniecznie musi być wolna i wyzuta ze
wszystkiego, bo jakakolwiek myśl, rozważanie, czy
upodobanie, na którym by się chciała oprzeć,
przeszkadzałoby jej, niepokoiło i rozpraszało w
tym głębokim milczeniu, jakie winna zachować w
swych zmysłach i w duchu dla usłyszenia głębokich
i delikatnych słów, które mówi Bóg do jej serca w
tej ciszy, jak to sam wyraził przez Ozeasza (Oz 2,
14). W największym więc spokoju i uciszeniu winna
bacznie słuchać, co mówi do niej Pan Bóg, podobnie
jak Dawid (Ps 84, 9), gdyż pokój przemawia w
samotności.
35. Gdy tedy dusza znajdzie się już w stanie
takiego milczenia i nasłuchiwania, powinna wówczas
zapomnieć nawet o tej miłosnej uwadze, o której
mówiłem, by była zupełnie wolna i podatna na
działanie Pana. W tej uwadze miłosnej powinna
tylko tak długo trwać, dopóki się sama nie poczuje
pogrążoną w samotności, bierności wewnętrznej,
zapomnieniu i nasłuchiwaniu duchowym. Stan ten, by
go dusza mogła rozpoznać, przychodzi zawsze z
chwilą pewnego, spokojnego wewnętrznego pogrążenia
się w Bogu.
36. Gdy dusza zaczęła już wchodzić w ten prosty
i spokojny stan kontemplacji, który przychodzi
wówczas, gdy nie można już rozmyślać, choćby się
nawet usilnie chciało, nie powinna wtedy pragnąć
zajmować się rozmyślaniem ani opierać się na
słodyczach i pociechach wewnętrznych, lecz
pozostawać bez żadnego oparcia, oderwana duchem
[od wszystkiego] i wzniesiona ponad wszystko, jak
to musiał uczynić prorok Habakuk, by usłyszeć, co
mu miał Pan powiedzieć; mówił bowiem: "Na straży
mojej stać będę i zatrzymam się w twierdzy, a
przypatrzę się, żeby ujrzeć, co mi powie" (Ha 2,
1). Innymi słowy: podniosę swoją myśl ponad
wszelkie działania i wiadomości, które mogą pojąć
i zatrzymać moje zmysły, zostawiając to wszystko
poza sobą; zatrzymam krok mój w twierdzy moich
władz, nie pozwalając im na własne działanie, abym
mógł przyjąć w kontemplacji to, czego mi Bóg
udziela; jak bowiem wspomnieliśmy, czysta
kontemplacja polega na przyjmowaniu.
37. Nie można tej najwyższej mądrości i mowy
Boga, jaką jest kontemplacja, dostąpić inaczej,
jak tylko w duchu uciszonym, wyzutym ze wszystkich
pociech i poznania płynącego z rozmyślania, gdyż,
jak mówi Izajasz, "Kogóż Bóg będzie uczył
umiejętności i komu da zrozumieć, co usłyszał?" I
odpowiada: "odstawionym od mleka", tj. od słodyczy
i upodobań, i "odłączonym od piersi" (28, 9), tj.
od wiadomości i pojmowań szczegółowych.
38. Usuń więc, duszo wewnętrzna, wszelkie
zaprószenie z oczu i oczyść je z zamglenia, a
rozbłyśnie ci jasne słońce i będziesz widziała
jasno. A ty, mistrzu duchowy, wprowadź duszę w
stan pokoju, wyrywając ją i uwalniając z jarzma i
służalstwa niedołężnych jej działań, które są
niewolą egipską, gdzie wszystko nie jest czymś
większym, niż zbieranie źdźbeł do wypalania cegieł
(Wj 1, 14; 5, 7-79) i prowadź ją do ziemi
obiecanej, opływającej mlekiem i miodem (tamże, 3,
8. 17; 13, 5; 33, 3). Zważ, że Bóg ją woła na
pustynię do wolności i świętej swobody dzieci
Bożych, gdzieby mogła chodzić w szatach
świątecznych, zdobna kosztownościami ze złota i
srebra (tamże, 32, 2-3; 33, 5), porzuciwszy i
pozostawiwszy ogołoconym z jego bogactw Egipt (Wj
12, 35), którym jest część zmysłowa. I nie tylko
sam Egipt, lecz również Egipcjan zatapia (tamże,
14, 27-28) w morzu kontemplacji, gdzie Egipcjanin,
czyli zmysł nie znajduje oparcia, ginie i
pozostawia wolnym syna Bożego, którym jest duch
wyzwolony z granic i poddaństwa działania zmysłów,
to jest z ich słabego poznania, niskiego czucia,
słabej miłości i upodobania. Wtedy bowiem Bóg da
duszy słodką mannę (tamże, 16,14), której smak,
chociaż ma te wszystkie smaki i upodobania (Mdr
16, 20-21), do których ty chcesz pociągnąć duszę
przez jej własne wysiłki, jest jednak tak
delikatny, że się rozpływa w ustach, a nie odczuwa
się go, gdy się go łączy z innym smakiem czy inną
rzeczą.
Dlatego też, gdy dusza dochodzi do tego stanu,
staraj się ją uwolnić od wszelkiego pragnienia
słodyczy, smaków, żądz, upodobań i rozmyślań
duchowych i nie wprowadzaj jej w niepokój troską i
staraniem o jakieś inne rzeczy wyższe, a tym mniej
niższe, lecz wprowadzaj ją w całkowite ogołocenie
i w możliwie jak największą samotność. Im pełniej
bowiem to osiągnie i im szybciej dojdzie do tego
beztroskiego uciszenia, tym obficiej spłynie na
nią duch Bożej mądrości, miłosny, łagodny,
samotny, spokojny, słodki i upajający ducha, w
którym czuje się słodko zraniona i czule porwana,
nie wiedząc przez kogo, gdzie i w jaki sposób. Ten
duch bowiem udziela się jej bez jej własnego
działania.
39. Nawet odrobina tego, co Bóg działa w duszy
w tej świętej bezczynności i samotności jest
niewymownym dobrem, czasem o wiele większym, niż
to może przypuszczać dusza i jej kierownik. A
chociaż nie zaraz takim się wydaje, jednak z
czasem takim się okaże. Jedno tylko, co tu może z
pewnością odczuć dusza, to pewne, czasem większe,
to znowu mniejsze oddalenie od wszystkich rzeczy,
skłonność do samotności i wstręt do wszystkich
stworzeń ziemskich, w słodkim tchnieniu miłości i
życia w głębi ducha. I wtedy wszystko, co nie jest
tym oddaleniem się, sprawia jej wstręt, bo jak
mówi przysłowie: gdy duch smakuje, ciało wstręt
czuje.
40. Dobra jednak, jakie to pełne ciszy
udzielanie się i kontemplacja pozostawiają w
duszy, chociaż ona ich wtedy nie czuje, są, jak
mówię, nieocenione, gdyż są to namaszczenia Ducha
Świętego, najskrytsze, a tym samym
najdelikatniejsze, które tajemnie napełniają duszę
bogactwami darów i łask duchowych. A ponieważ
dawcą ich jest Bóg, więc je też daje w mierze
odpowiedniej Bogu.
41. Te namaszczenia i dary są nader delikatne i
wzniosłe, gdyż sprawia je sam Duch Święty i z
powodu tej ich delikatności i czystości subtelnej
ani sama dusza, ani jej przewodnik nie mogą ich
zrozumieć i tylko sam Sprawca je widzi, by się tym
więcej cieszyć duszą. I bardzo łatwo, jednym tylko
małym aktem woli, rozumu, pamięci, czy też przez
zmysły, pożądanie, poznanie, smak i upodobanie,
które by wtedy dusza sama chciała wzbudzić, mącą
się one i znajdują przeszkodę w duszy, co jest
niewymowną stratą, bólem i nieszczęściem.
42. O, zaiste, jest to ogromna strata! Bo choć
się wcale nie widzi szkody, jaką się wyrządziło
przeszkadzając tym świętym namaszczeniom, jednak
jest ona większa, boleśniejsza i smutniejsza niż
upadek i zguba wielu zwykłych dusz, które nie
miały na sobie tych wzniosłych blasków i rysów.
Podobnie, jak nierównie większą i boleśniejszą
byłaby szkoda, gdyby jakaś nieumiejętna ręka
zeszpeciła złymi i niedobranymi farbami jedno
oblicze na niezmiernie cennym obrazie niż wiele
twarzy na innych, pospolitych obrazach. Bo któż
może naprawić to dzieło najczulszej ręki Ducha
Świętego, gdy jej przeszkodziła inna, niezdarna
ręka?
43. A chociaż jest to szkoda większa i
boleśniejsza, niż to można ocenić, jednak bywa tak
częsta i powszechna, że rzadko znajdzie się jakiś
przewodnik duchowy, który by jej nie spowodował w
duszach, które Bóg zaczyna wprowadzać tym sposobem
w stan kontemplacji. Bo gdy Bóg namaszcza duszę
rozmyślającą pewnym tylko delikatnym olejkiem
poznania miłosnego, pogodnego, spokojnego,
samotnego i bardzo dalekiego od zmysłów i od tego,
co można pojąć i gdy ona nie może już rozważać ani
rozmyślać o jakimś przedmiocie, ani znaleźć
upodobania w ziemskich czy duchowych rzeczach,
gdyż Bóg ją pociąga i ona jest zajęta tym samotnym
zjednoczeniem, skłonna do spoczywania i
samotności, przychodzi wtedy jakiś kierownik
duchowy umiejący tylko kuć i młotem uderzać, jak
kowal, a nie poznawszy tego stanu, gdyż sam
zaledwie umie rozmyślać, rozkazuje: porzuć ten
spoczynek, który jest tylko próżnowaniem i
marnowaniem czasu, zabierz się do rozmyślania, do
wzbudzania aktów wewnętrznych; tu potrzeba, byś
sama z siebie działała, gdyż wszystko inne to
tylko przywidzenia i głupstwa.
44. Tacy przewodnicy, nie znający stopni
modlitwy ani dróg duchowych, nie widzą, że ta
praca, którą polecają duszy i ta droga
rozmyślania, po której ją chcą prowadzić, już
została przebyta. Dusza weszła już w stan, w
którym ustaje działanie zmysłów i rozważanie,
weszła na drogę ducha, w stan kontemplacji, gdzie
ustaje działanie zmysłów i kończy się rozważanie.
Działa tu sam Bóg i mówi skrycie do niej samotnej
i milczącej. A gdy tę duszę, będącą już na
stopniu, o którym mówiliśmy, chcą z powrotem
wprowadzić na drogę zmysłów, zmuszają ją tym samym
do cofania się wstecz i do oddalania się od kresu,
do którego dąży. A przecież, kto doszedł już do
wyznaczonego celu i mimo to chciałby jeszcze
zdążać do niego, nie tylko naraziłby się na
śmieszność, lecz również od tego celu by się
oddalił.
Po dojściu przez działanie władz do tego
cichego skupienia, do którego każda dusza zmierza
i w którym już ustaje działanie tychże władz, nie
tylko byłoby daremne znów posługiwać się władzami,
by dojść do wspomnianego skupienia, lecz nadto
spowodowałoby to rozproszenie owego skupienia,
jakie już osiągnęła.
45. Mistrzowie ci, nie pojmując, jak mówię,
czym jest skupienie i ta duchowa samotność duszy,
którą Bóg tak wzniosie namaszcza, stosują i
przeciwstawiają temu inne namaszczenia niższych
ćwiczeń duchowych, czyli działania samej duszy,
jak to już wspomnieliśmy. Powstaje wtedy między
owymi dwoma stanami taka różnica, jaka zachodzi
pomiędzy dziełem ludzkim a boskim, pomiędzy bytem
naturalnym a nadprzyrodzonym; gdyż w pierwszym
stanie Bóg działa w sposób nadprzyrodzony w duszy,
a w drugim sama dusza działa w sposób naturalny.
A najgorszym jest to, że przez działanie
naturalne traci dusza samotność i skupienie
wewnętrzne, a co za tym idzie, niweczy wzniosłe
dzieło, którego Bóg w niej dokonywał. I tak
wszystko jest daremne: traci jedno, a nie zyskuje
drugiego.
46. Niech więc rozważą ci przewodnicy dusz i
mają w pamięci, że głównym działającym,
prowadzącym i pobudzającym dusze w tej pracy nie
są oni, lecz Duch Święty, który nigdy o te dusze
troszczyć się nie przestaje. Oni są tylko
narzędziami do kierowania nimi w dążeniu do
doskonałości, w wierze i prawie Bożym, według tego
ducha, jakiego każdej z nich Pan Bóg daje.
Jedynym więc zadaniem ich jest nie
dostosowywanie tych dusz do swych metod i
zapatrywania, tylko baczenie na drogę, po której
je Pan prowadzi, a jeśli jej nie znają, niech je
pozostawią, a nie wtrącają ich w rozterkę.
Uwzględniając drogę i ducha, jakimi je Bóg
prowadzi, niech się starają raczej skierowywać je
do coraz to większej samotności, uciszenia i
wolności ducha, zostawiając im wskazówki, by nie
przywiązywały zmysłów ciała czy ducha do
poszczególnych rzeczy wewnętrznych czy
zewnętrznych, skoro Bóg je prowadzi przez tę
samotność. Niech się nie martwią i nie obawiają
myśląc, że nic się nie czyni. Bo chociaż wtedy
dusza sama nic nie czyni, ale za to Bóg w niej
działa.
Niech wspierają duszę w dążeniu do takiej
swobody i wprowadzają w [samotność i] spokój, by
nie była skrępowana żadnym poszczególnym
poznawaniem, żadną rzeczą duchową czy ziemską,
żadnym pożądaniem jakiegoś smaku czy upodobania i
w ogóle żadnym innym wrażeniem, lecz żeby była
opróżniona w całkowitym wyzbyciu się wszelkiej
rzeczy stworzonej, w zupełnym ubóstwie ducha. O to
bowiem jedynie ma się starać dusza ze swej strony,
jak naucza sam Syn Boży, mówiąc: "Każdy z was,
który nie wyrzeka się wszystkiego, co ma, nie może
być uczniem moim" (Łk 14, 33). Słowa te odnoszą
się nie tylko do wyrzeczenia się przez wolę rzeczy
cielesnych i doczesnych, lecz również do
ogołocenia się z duchowych, gdyż na tym właśnie
opiera się ubóstwo ducha, do którego jest
przywiązane błogosławieństwo Syna Bożego (Mt 5,
3).
Gdy więc dusza całkowicie wyzuła się z siebie i
uwolniła się od jakiegokolwiek przywiązania, czyli
uczyniła to, co tylko ze swej strony uczynić była
powinna i mogła, to jest rzeczą niemożliwą, by Bóg
nie działał również ze swej strony i nie udzielał
się jej, przynajmniej w ukryciu i w milczeniu.
Jest to bardziej niemożliwe niż to, by słońce nie
rzuciło swych promieni w czyste i pogodne miejsce.
Bo jak słońce podnosi się rankiem, by rzucić snop
światła do twej chaty, gdy otworzysz okiennicę,
tak i Pan "nie zdrzemnie się ani nie zaśnie, który
strzeże Izraela" (Ps 120, 4), ani chwilki nie śpi
i natychmiast wejdzie do duszy ogołoconej i
napełni ją boskimi skarbami.
47. Bóg więc unosi się jak słońce nad duszami,
by się im udzielić, a ich przewodnicy niech tylko
starają się przygotować je do tego przez praktykę
doskonałości ewangelicznej, która polega na
ogołoceniu się i próżni zmysłowej i duchowej.
Niech sami nie pragną budować dalej, gdyż to
należy już do samego "Ojca światłości, od którego
zstępuje wszelki dar dobry i każda wzniosła łaska"
(Jk 1, 17). Bo jak Dawid mówi: Jeżeli Pan nie
zbuduje domu, próżno pracują, którzy go budują (Ps
126, 1). Pan bowiem jest niebieskim budowniczym i
wzniesie w każdej duszy nadprzyrodzony gmach, jaki
chce, jeśli tylko ty przygotujesz tę duszę
sprawiając, by się wyzbyła wszelkich własnych
działań i odczuć naturalnych, bo one czynią ją
niezdolną do budowy nadprzyrodzonej, owszem,
raczej ją osłabiają, niż wspomagają. Twoim więc
obowiązkiem jest przeprowadzić to przygotowanie w
duszy, a do Boga należy, jak mówi Mędrzec,
"kierować krokami jej" (Prz 16, 9) do skarbów
nadprzyrodzonych taką drogą i takim sposobem,
jakich ani dusza sama, ani ty nie pojmujesz.
Nie mów więc: Ta dusza wcale nie postępuje,
gdyż nic nie czyni! Chociaż jest prawdą, że nic
nie czyni, lecz właśnie przez to samo, że nic nie
czyni, okażę ci, że czyni wiele. Jeśli bowiem
rozum swój uwolni od cząstkowych pojęć, czy to
naturalnych, czy duchowych, postępuje naprzód, a
im bardziej się wyzbędzie tych pojęć cząstkowych i
aktów rozumowania, tym szybciej postępuje wznosząc
się do najwyższego, nadprzyrodzonego dobra.
48. Powiesz może, że dusza, nie rozważając
poszczególnych rzeczy nie może postępować naprzód.
Przeciwnie, uważam, że właśnie gdyby miała te
pojęcia poszczególne, nie mogłaby iść naprzód,
dlatego że Bóg, do którego się wznosi rozum,
przewyższa ten rozum, jest więc niepojęty i
niedostępny dla rozumu. Toteż jak długo rozum
idzie drogą własnego poznawania, nie zbliża się do
Boga, lecz oddala się od Niego. Musi więc rozum
najpierw wyzbyć się siebie i swych pojęć i
wierząc, a nie rozumiejąc, przez wiarę dążyć do
Boga. I w ten sposób dochodzi rozum do
doskonałości, gdyż tylko przez wiarę, a nie przez
inny środek łączy się z Bogiem; i więcej się
zbliża do Boga nie rozumiejąc, niż rozumiejąc. Nie
trap się więc, bo gdy rozum nie cofa się (co
byłoby wtedy, gdybyś go chciał zajmować
poznawaniem poszczególnych rzeczy i innymi
rozumowaniami i pojęciami, byle tylko nie był
bezczynny), to postępuje naprzód, gdyż pozbywa się
wszystkiego, co go mogło zajmować; żadna bowiem z
tych rzeczy nie była Bogiem, który, jak
wspomnieliśmy, nie może wejść do serca czymś
zajętego.
W tym stanie doskonałości, jeśli się nie cofa,
postępuje się naprzód; a postępowaniem rozumu jest
wkraczanie coraz głębiej w wiarę, czyli coraz
większe zaciemnianie się jego, gdyż wiara jest
mrokiem dla rozumu. Rozum bowiem nie mogąc poznać,
jakim jest Bóg, z konieczności musi dążyć do Niego
poddany i niepojmujący; i korzystne dla niego
będzie czynić właśnie to, co ty potępiasz, tj.
wyzbyć się wszelkich pojęć cząstkowych, gdyż przez
nie nie może wznieść się do Boga, a przeciwnie
utrudnia sobie drogę do Niego.
49. Jeśli rozum, powiesz, nie zastanawia się
nad poszczególnymi rzeczami, wola będzie bezczynna
i nie będzie kochała, a przecież to zawsze należy
czynić na drodze duchowej. Wola bowiem może kochać
tylko to, co rozum pojmuje.
Jest to prawdą, zwłaszcza w czynnościach i
aktach naturalnych duszy, gdzie wola kocha tylko
to, co rozum cząstkowo pojmuje. Lecz w
kontemplacji, o której mówimy, a którą Bóg sam z
siebie wlewa w duszę, nie potrzebuje jej już
cząstkowego poznania ani rozważań, gdyż w jednym
akcie udziela jej Bóg światła i miłości razem,
czyli miłosnego, nadprzyrodzonego poznania, które
możemy określić jako światło pełne gorąca
rozpalającego, gdyż to światło równocześnie
rozpala miłość. Poznanie to jest trudne i ciemne
dla rozumu, gdyż jest poznaniem przez
kontemplację, która, jak mówi św. Dionizy, jest
"promieniem ciemności".
Jakie zaś jest poznanie rozumu, taka jest i
miłość woli. A ponieważ dla rozumu to poznanie,
które Bóg wlewa, jest ogólne i ciemne, bez
rozróżniania poznań umysłowych, tak również i wola
miłuje ogólnie, bez odróżniania jakiejś rzeczy
osobno pojętej. Bóg bowiem, będąc boskim światłem
i miłością, w tym, czego udziela z siebie duszy,
jednakowo obdarza poznaniem i miłością te dwie
władze: rozum i wolę. A ponieważ On jest niepojęty
w tym życiu, poznanie to, jak mówię, jest ciemne,
a taką samą jest miłość woli.
Czasem jednak w tym delikatnym udzielaniu daje
się Bóg więcej i więcej przenika jedną władzę niż
drugą i niekiedy odczuwa się więcej poznania niż
miłości, innym razem znów więcej miłości niż
poznania, czasem samo tylko poznanie bez miłości,
albo samą miłość bez poznania.
Dlatego też twierdzę, że chociaż dusza wykonuje
akty naturalne przy pomocy rozumu i nie może
kochać bez uprzedniego poznania, to zupełnie
inaczej jest wówczas, gdy Bóg sam działa i wlewa
poznanie, tak jak tej duszy, o której tu mówimy.
Wtedy bowiem może się udzielać jednej władzy bez
drugiej; może więc rozpłomienić wolę dotknięciem
żaru swej miłości, chociaż rozum nic nie pojmuje,
tak jak człowiek może się ogrzać przy ogniu,
chociaż go nie widzi.
50. W ten sposób wola czuje się często
rozpłomieniona, wzruszona i rozmiłowana bez tego
poznawania i pojmowania poszczególnych
przedmiotów, jakie było przedtem, gdyż Bóg w niej
rozrządza miłość, jak to mówi oblubienica z Pieśni
nad pieśniami: "Wprowadził mnie do piwnicy winnej,
rozrządził we mnie miłość" (2, 4).
Dlatego nie trzeba się lękać bezczynności woli
w tym wypadku, bo jeśli ona zaprzestaje wzbudzać
akty miłości przy poszczególnych Poznaniach, wtedy
wzbudza je w niej sam Bóg, upajając ją skrycie
miłością wlaną, czy to przez poznanie z
kontemplacji, czy też bez niej, jak to już
powiedzieliśmy, i te akty o tyle są słodsze i
bardziej zasługujące od tych, które by sama dusza
mogła spełniać, o ile wyższy jest ten, który
wzbudza i wlewa tę miłość, czyli sam Bóg.
51. Tę miłość wlewa Bóg woli, gdy niczym nie
jest zapełniona i gdy wyzbyła się wszelkich innych
upodobań i odczuć cząstkowych, do bądź duchowych,
bądź zmysłowych rzeczy. Dlatego też należy się
usilnie starać, by wola była ogołocona i wyzbyta
ze swych odczuć, bo jeśli się nie cofa wstecz za
poszukiwaniem jakichś odczuć i smaków, postępuje
naprzód, chociażby nie czuła tego wyraźnie,
wznosząc się ponad wszystkie rzeczy do Boga, gdyż
w niczym innym nie ma upodobania. I chociaż nie
smakuje i nie kocha Boga w sposób bardzo
szczegółowy, ani nie kocha szczegółowym aktem, to
jednak smakuje Go w tym ogólnym wlaniu ciemnym i
tajemniczym więcej niż przez te wszystkie
poszczególne rzeczy. Widzi bowiem wtedy jasno, że
żadna z tych rzeczy nie da jej takiego smaku, jak
to samotne ukojenie. I kocha wtedy Boga ponad
wszystkie inne miłe rzeczy, bo wszystkie ich
odczucia i smaki odrzuciła i już jej one nie
sprawiają przyjemności.
Nie ma powodu, by martwić się pytaniem, czy
wola postępuje nie mogąc się zatrzymywać na
poszczególnych aktach; skoro bowiem nie cofa się
wstecz, bo nie dąży do osiągnięcia czegoś
zmysłowego, to już zbliża się do tego, co
niedostępne, tj. do Boga. Stąd nic dziwnego, że
wola tego nie odczuwa.
A zatem, by wola mogła wznosić się do Boga,
musi się raczej uwalniać od wszystkich rozkosznych
i smakowitych rzeczy, niż się opierać na nich,
gdyż wtedy dopiero spełnia należycie przykazanie
miłości, mianowicie miłuje Boga ponad wszystkie
rzeczy, czego nie może osiągnąć bez ogołocenia i
wyzbycia się wszystkiego.
52. Również nie należy się obawiać, gdy pamięć
jest pozbawiona swych form i kształtów, gdyż Bóg
również nie ma form ani kształtów, więc pamięć
wtedy z całą pewnością zbliża się do Boga. Im
więcej bowiem opiera się na wyobraźni, tym
bardziej oddala się od Boga i większe jej grozi
niebezpieczeństwo; Bóg bowiem, będąc niepojęty,
nie może podpadać pod wyobraźnię.
53. Bywają jednak przewodnicy duchowi nie
rozumiejący dusz, które znajdują się w tym stanie
cichej i samotnej kontemplacji, gdyż sami nie
doszli do niej; nie wiedząc nawet, czym jest
wyjście z rozmyślań dyskursywnych, jak
wspomniałem, sądzą, że one próżnują. Dręczą je
więc i pozbawiają spokoju uciszonej i kojącej
kontemplacji, którą dawał im sam Bóg, a
wprowadzają je na drogę rozmyślania i rozważań
wyobrażeniowych i nakłaniają je, by wzbudzały
afekty wewnętrzne. Znajdują w tym owe dusze
odrazę, oschłość i roztargnienie, gdyż czują
pragnienie pozostawania w swej świętej
bezczynności, w kojącym i spokojnym skupieniu. A
ponieważ zmysły nie znajdują wówczas przedmiotu, w
którym by mogły smakować, czego się uchwycić i co
czynić, ci mistrzowie zachęcają dusze, by się
starały nabywać smaków i zapałów, gdy właśnie
przeciwnie powinni im radzić. Nie mogąc więc
wywołać ich słodyczy i wejść w nie, jak przedtem,
gdyż czas na to już przeszedł i inna teraz jest
ich droga, niepokoją się te dusze podwójnie,
myśląc, że idą ku zgubie, a ci przewodnicy
utwierdzają je jeszcze w tym mniemaniu i w ten
sposób wysuszają ich ducha i pozbawiają je tych
namaszczeń bezcennych, jakie im w samotności i
uciszeniu Bóg dawał, co, jak powiedziałem, jest
niewymowną szkodą. Przyprawiają je o cierpienie i
szkodę, gdyż tracą wszystko i martwią się
daremnie.
54. Nie wiedzą ci kierownicy, co to jest duch.
Wyrządzają Bogu wielką krzywdę i zniewagę,
przykładając swą niezdarną rękę do dzieła, które
sam Bóg wykonuje. Wiele bowiem kosztowało Boga
przywieść owe dusze aż do tego stopnia i ceni
sobie to bardzo, że doszły już, odnośnie do swych
władz i działań, do tej samotności i próżni, gdzie
może mówić do ich serca, czego zawsze pragnie.
Wtedy bowiem bierze duszę za rękę, króluje w niej
w obfitości pokoju i spoczynku i sprawia, że
ustają działania naturalne jej władz, którymi
pracując całą noc, nic nie zrobiły (Łk 5, 5), oraz
ucisza już ich ducha bez działania zmysłów.
Albowiem zmysł swym działaniem nie jest zdolny
pojąć ducha.
55. Jak bardzo ceni Bóg ten spokój i uśpienie
czy wyniszczenie, widać jasno z tego pełnego
wyrazu, usilnego poprzysięgania w Pieśni nad
pieśniami: "Poprzysięgam was, córki jerozolimskie,
przez sarny i przez jelenie polne, abyście nie
budziły ani nie dawały ocknąć się miłej, dokąd
sama nie zechce" (3, 5). Daje tu do zrozumienia,
jak bardzo ceni to uśpienie i samotne zapomnienie,
czyniąc wzmiankę o zwierzętach samotnych i
ukrytych. Ci mistrzowie duchowi jednak nie chcą,
by dusza spoczywała i trwała w milczeniu, lecz by
wciąż się znoiła i pracowała, a przez to nie
zostawiła miejsca działaniu Boga; i sprawiają, że
to, co On sam w duszy działa, psuje się i
rozprasza jej działaniem. W ten sposób wprowadzają
liszki, które niszczą kwitnącą winnicę duszy (Pnp
2, 15). Dlatego skarży się na nich Pan przez
Izajasza: "Wyście spaśli winnicę moją" (3, 14).
56. Błądzą ci mistrzowie zapewne w dobrej
wierze, gdyż nie mają dostatecznej wiedzy. To
jednak nie usprawiedliwia ich lekkomyślnych rad,
jakich udzielają bez uprzedniego zrozumienia drogi
duchowej, po której idzie dusza, nie
usprawiedliwia tego nierozumnego wtrącania się do
rzeczy, których nie pojmują, gdyż powinni je
zostawić tym, co je znają. A jest to rzeczą
niemałej wagi i niemała wina przyprawić swymi
radami duszę o stratę nieocenionych skarbów, a
czasem nawet sprowadzić ją na manowce.
Ten więc, co lekkomyślnie błądzi, będąc
obowiązany, jak każdy inny w swoim zawodzie, do
dobrego spełniania swych obowiązków, nie umknie
kary według miary zła, które wyrządził. Sprawy
bowiem Boże należy traktować z największą rozwagą
i z oczyma dobrze otwartymi, zwłaszcza w rzeczach
tak wielkiej wagi, w obowiązku tak wzniosłym jak
kierownictwo dusz, gdzie postępując dobrze zyskuje
się wprost nieskończone skarby, a błądząc ponosi
się poniekąd nieskończoną stratę.
57. Choćbyś chciał znaleźć dla nich jakieś
uniewinnienie, którego ja nie widzę, nie możesz
jednak uniewinnić tego, który prowadząc jakąś
duszę, nigdy jej nie pozwala wyjść spod swojej
ręki z powodu względów ludzkich, jakimi się
kieruje, a które nie zostaną bez kary. Jest bowiem
rzeczą pewną, że jeśli dusza chce postępować na
drodze duchowej, na której Bóg ją zawsze wspomaga,
musi zmienić styl i sposób modlitwy i wymaga
innych, wyższych pouczeń niż jego i innego ducha.
Bo nie wszyscy posiadają wiedzę, potrzebną do
wszystkich stopni i okresów drogi duchowej i nie
wszyscy mają ducha tak doskonałego, aby mogli
poznać, jak należy prowadzić duszę i kierować nią
w każdym stadium życia duchowego.
Przynajmniej więc nie powinien kierownik sam w
siebie tego wmawiać, że jest do wszystkiego
zdolny, albo że Bóg nie zechce już prowadzić wyżej
duszy. Nie każdy, kto umie obrabiać drzewo,
potrafi wyrzeźbić figurę; nie każdy, kto potrafi
wyrzeźbić figurę, potrafi ją pomalować; nie każdy
wreszcie umiejący pomalować figurę, potrafi
wykonać ostatnie pociągnięcia dla doskonałego jej
wykończenia. A każdy z nich może tylko to wykonać
w figurze, co umie, bo gdyby chciał coś więcej
robić, zepsułby całą.
58. Więc patrz! Jeśli jesteś tylko cieślą,
czyli masz wyrobić w duszy pogardę świata i ducha
umartwienia jej pożądań, a co najwyżej jesteś
rzeźbiarzem, czyli masz ją wprowadzić w święte
rozmyślania, a więcej już nie umiesz, jakże
poprowadzisz tę duszę aż do najwyższej
doskonałości, do ostatnich, delikatnych wykończeń
obrazu, jakie nie polegają już na ociosywaniu,
rzeźbieniu czy wygładzeniu, lecz na dziele, które
sam Bóg ma w niej spełnić?
I dlatego nie ulega wątpliwości, że jeśli
będziesz krępował duszę swą wiedzą, której zasięg
jest ograniczony, to ta dusza musi się albo cofać,
albo co najmniej nie postępować naprzód. Bo i jaka
to będzie figura, pytam, jeśli będziesz tylko
walił w nią młotem i wciąż ociosywał, co odnośnie
do duszy oznacza samo tylko posługiwanie się
władzami? Kiedy będzie ukończona rzeźba? Kiedy i
jak może ją Bóg pomalować? Czy jest możliwe, byś
ty sam potrafił spełnić wszystkie te zadania i
uważał się za tak doskonałego, że nigdy dusza nie
będzie potrzebowała nikogo, prócz ciebie?
59. Przypuśćmy, że masz wszystkie dane do
prowadzenia pewnej duszy, która może nie będzie
miała daru do dalszego postępu, lecz jest prawie
niemożliwe, byś je miał dla wszystkich dusz,
których nie wypuszczasz spod swej ręki. Każdą
bowiem duszę prowadzi Bóg odrębnymi drogami i z
trudnością znajdzie się ktoś, kto by w znacznej
mierze co do sposobu swego postępowania zgadzał
się z drugim. Bo któż osiągnie to, by jak św.
Paweł stać się wszystkim dla wszystkich, by
wszystkich pozyskać? (7 Kor 9, 22). Ty więc
tyranizujesz tylko dusze, pozbawiasz je wolności i
sobie jedynie przysądzasz wszechstronną znajomość
nauki ewangelicznej, skoro nie tylko starasz się,
by cię nie opuszczały, lecz co gorsza, gdy się
dowiesz, że któraś przypadkiem udała się do innego
z jakąś sprawą, której nie śmiała tobie zwierzyć,
lub sam Bóg ją natchnął do tego, by ktoś inny ją
pouczył o tym, czegoś ty nie potrafił, wówczas
odnosisz się do niej z taką zazdrością, czego nie
mogę powiedzieć bez wstydu, jaka istnieje między
małżonkami. A gorliwość ta nie ma na celu chwały
Bożej ani postępu tej duszy, nie możesz bowiem
myśleć, że opuściwszy ciebie, opuściła i Boga,
lecz pochodzi z twojej pychy, zarozumiałości czy
innej niedoskonałej pobudki.
60. Bardzo się obraża Bóg na tego rodzaju
kierowników i zapowiada im karę przez proroka
Ezechiela, mówiąc: "Mleko jadaliście i wełną się
przyodziewaliście, i co tłustszego było,
zabijaliście, a trzody mojej nie paśliście. Ja sam
tedy będę szukał trzody mojej z rąk waszych" (34,
3 i 10).
61. Winni więc mistrzowie duchowi pozostawić
wolność duszom i pozwolić im zwrócić się do innego
kierownika i to z największą życzliwością, gdyż
nie wiedzą, jaką drogą chce je Bóg prowadzić. Mają
to czynić zwłaszcza wtedy, gdy już nie smakuje
duszy ich nauka, co jest znakiem, że Bóg tę duszę
prowadzi już inną drogą, i że potrzebne jej już
inne przewodnictwo. Owszem, o tym wszystkim
powinni je dotychczasowi kierownicy pouczyć, gdyż
przeciwne postępowanie jest tylko wypływem
nierozumnej pychy, zarozumiałości lub jakiegoś
innego roszczenia.
62. Lecz zostawmy już tę metodę, a pomówmy o
innej, bardziej zgubnej, którą ci mistrzowie lub
inni, jeszcze gorsi od nich, stosują. Bo zdarza
się, że namaszcza Bóg niektóre dusze olejkami
świętych pragnień i pobudek, by porzuciły świat,
zmieniły cały sposób życia i wzgardziwszy światem
służyły Bogu, co Bóg wysoko ceni, skoro
przyprowadził je do tego; rzeczy bowiem światowe
są dalekie od Jego woli. Oni tymczasem, opierając
się na ludzkich rozumowaniach i ze względów
zupełnie przeciwnych nauce Chrystusa, Jego pokorze
i wzgardzie wszystkich rzeczy, bacząc tylko na
swoją korzyść czy upodobanie, lub czując obawę nie
wiadomo przed czym, utrudniają to wszystko duszom,
odkładają, lub co gorsza, starają się im wybić te
myśli z głowy. Mając sami ducha oziębłego,
zeświecczałego, mało Chrystusem przepojonego, nie
wchodzą sami przez ciasną bramę żywota i innym nią
wejść nie pozwalają. I tym grozi nasz Zbawiciel
przez św. Łuksza, mówiąc: "Biada wam..., i tym,
którzy by wnijść chcieli, zabraniacie (Łk 11, 52).
Tacy rzeczywiście są zaporą i zawadą w bramie
niebieskiej, przeszkadzają wejść przez nią tym,
którzy szukają ich rady. I choć wiedzą, że Bóg
polecił im, by nie tylko wpuszczali i pomagali,
lecz by zmuszali do wejścia przez nią, mówiąc
przez św. Łukasza: "Wynijdź na drogi i opłotki, a
przymuszaj do wejścia, aby dom mój był zapełniony"
(Łk 14, 23), to jednak czynią przeciwnie,
powstrzymując dusze, by nie wchodziły.
Jest więc taki kierownik ślepcem, zdolnym
zakłócić życie duszy, którym jest Duch Święty.
Dzieje się to w różny sposób u tych mistrzów
duchowych, jak było powiedziane: jedni czynią to
mimo woli, inni świadomie. Jednak i jedni, i
drudzy nie pozostaną bez kary, gdyż obowiązkiem
ich jest wiedzieć i rozważyć, co czynią.
63. Drugim ślepcem, jak mówiliśmy, mogącym
przeszkodzić duszy w tym rodzaju skupienia jest
szatan, który sam będąc ślepy, chce, by i dusza
taką była. W tych najwyższych bowiem
samotnościach, w których zlewają się do duszy
delikatne namaszczenia Ducha Świętego, (względem
których czuje szatan wielką zazdrość i nienawiść,
bo widzi, że nie tylko się dusza ubogaca, lecz że
ulatuje wysoko i nie może jej w niczym pochwycić,
gdyż jest całkowicie ogołocona, daleka od
wszelkiego stworzenia, nawet od jego śladu), stara
się dać jej w tym ogołoceniu jakieś formy wiedzy i
cienie smaków zmysłowych, czasem nawet dobrych.
Czyni to w tym celu, by ją pociągnąć i zawrócić do
cząstkowych pojęć i działań z pomocą zmysłów, żeby
zatrzymała przy nich uwagę i smakowała w tych
słodyczach i smakach rzekomo dobrych, i przez nie
szła do Boga.
W ten sposób bardzo łatwo ją rozprasza i wyrywa
z tej samotności i skupienia, w którym, jak
powiedzieliśmy, Duch Święty dokonuje tych wielkich
ukrytych dzieł. Dusza bowiem, będąc ze swej natury
skłonna do odczuwania i kosztowania, z największą
łatwością przywiązuje się do tych wiadomości i
słodyczy, jakie jej szatan podsuwa, zwłaszcza gdy
ich sama pragnie i nie zna drogi, po której idzie.
I tak wychodzi z samotności, do której ją Bóg
wprowadził. A że przedtem w tej samotności i
odpocznieniu jej władz nic sama nie czyniła, więc
teraz wydaje się jej lepszym to, że sama może coś
czynić.
Wielka szkoda, że dusza nie rozumie tego i dla
małego kąska poznawania szczegółowego czy smaku,
nie pozwala, by ją Bóg pochłonął, czego dokonuje
On właśnie za pomocą tych duchowych, samotnych
namaszczeń.
64. W ten sposób, przez taką drobnostkę,
wyrządza szatan największe szkody, przyprawiając
duszę o stratę wielkich skarbów, wyciągając ją
małą przynętą jak rybę z głębin przejrzystych wód
ducha, gdzie bez żadnej podpory i zatrzymania była
zanurzona i pogrążona w Bogu. I wyciąga ją szatan
na brzeg, dając jej podporę i grunt pod stopami,
by sama szła po ziemi wśród trudów, a nie kąpała
się "w wodach Siloe, które płyną cicho" (Iz 8, 6),
zanurzona w Bożych olejkach.
Ponieważ tutaj mała tylko szkoda jest większa
niż wielkie szkody wyrządzone w innych duszach,
jak wspomnieliśmy, więc szatan czyni tu
nadzwyczajne wysiłki i rzadko kiedy znajdzie się
dusza idąca tą drogą, której by nie wyrządził
wielkiej szkody i nie przyprawił jej o wielkie
straty. Wykorzystując bowiem ten duch przewrotny z
wielką zręcznością związek, jaki zachodzi między
duchem a zmysłami, oszukuje i karmi dusze przez
zmysły, przeciwstawiając duchowi, jak
powiedzieliśmy, rzeczy zmysłowe. Dusza zaś nie
przypuszczając, że to jest zgubne, nie wchodzi w
głębię Umiłowanego, lecz zatrzymuje się u bramy
patrząc co się dzieje zewnątrz, w części
zmysłowej.
"Wszystko, co jest wysokie, widzi szatan", mówi
Job (41, 25), tzn. widzi duchową wysokość dusz, by
ją zwalczać. I jeżeli przypadkiem jakaś dusza
wchodzi w głębokie skupienie, tak że nic jej już
nie może przyprawić o roztargnienie, stara się
przynajmniej przerażeniem, lękiem, cierpieniami
fizycznymi lub wrażeniami zmysłowymi i wrzawą
zewnętrzną zwrócić jej uwagę na zmysły, by wyrwać
ją na zewnątrz i wyprowadzić z głębi ducha. A
dopiero wtedy, gdy się przekona, że nic nie może,
zostawia ją w spokoju.
Z taką jednak łatwością przeszkadza osiągnięciu
owych wielkich bogactw i przyprawia o straty te
drogie Bogu dusze, że chociaż ceni to wyżej niż
zepsucie wielu innych dusz, dla łatwości jednak i
małego trudu, z jakim to czyni, nie uważa tego za
rzecz wielką.
W tym sensie bowiem możemy tu zastosować słowa
Boże wypowiedziane do Joba: "Oto wypije rzekę, a
nie zadziwi się, i ma nadzieję, że się Jordan
wleje w paszczę jego". Rozumie się przez to
najwyższy stan doskonałości. "Przed oczyma jego
jako wędą chwyta się go i palami przekłuwa nozdrza
jego" (40, 18-19). To znaczy: uderzając ją
ostrzami wiadomości, rozprasza jej ducha;
powietrze bowiem, które wychodzi przez nozdrza,
rozprasza się na wszystkie strony, gdy one są
przedziurawione. I dalej mówi: "Pod nim będą
promienie słoneczne i naściele sobie złota jako
błota" (41, 21). Przyprawia bowiem duszę o utratę
przedziwnych promieni poznania Boga, jakimi dusze
były oświecone, niszczy i rozrzuca kosztowne złoto
Bożych barw, którym dusze były ubogacone.
65. Więc, o dusze, gdy wam Bóg daje te
nadziemskie łaski prowadząc was drogą samotności i
skupienia, oderwijcie się od niskiego odczuwania,
nie wracajcie do zmysłów! Zaniechajcie waszego
własnego działania, bo jeżeli ono przedtem,
gdyście były początkującymi, dopomagało wam do
zaparcia się świata i samych siebie, to teraz, gdy
Bóg czyni wam tę łaskę, iż sam w was działa,
będzie wam tylko wielką przeszkodą i zawadą. Gdy
tylko będziecie się starały nie zajmować waszych
władz żadnymi rzeczami, lecz będziecie je odrywać
od wszystkiego, by się w nic nie uwikłały, co
jedynie należy wam czynić w tym stanie, a przy tym
będziecie trwać w tej prostej uwadze miłosnej, jak
to wyżej już powiedziałem, żadnego innego nacisku
na duszę nie wywierając, chyba tylko dla
ogołocenia jej i uwolnienia ze wszystkiego, byście
nie zmąciły i nie zburzyły jej pokoju i uciszenia,
wtedy nakarmi was Bóg pokarmem niebiańskim, gdyż
Mu w niczym nie będziecie przeszkadzały.
66. Trzecim ślepcem jest sama dusza, która nie
rozumiejąc swego stanu, jak wspomnieliśmy,
niepokoi się i sama sobie wyrządza szkodę. Nie
umiejąc bowiem działać inaczej, jak tylko z pomocą
zmysłów i rozważania, gdy ją Bóg chce wprowadzić w
tę próżnię i samotność, gdzie nie może posługiwać
się władzami i wzbudzać aktów, widząc, że nic nie
robi, stara się coś czynić i w ten sposób
rozprasza się, napełnia oschłością i niesmakiem,
podczas gdy poprzednio kosztowała słodyczy pokoju
i ciszy duchowej, którymi Bóg napełniał ją
skrycie.
I zdarza się czasem, że Bóg usiłuje utrzymać ją
w tym cichym odpocznieniu; ona zaś usiłuje z
pomocą wyobraźni i rozumu działać sama i wtedy
jest jak to dziecko, które, gdy matka chce je
wziąć w ramiona, krzyczy i upiera się iść samo, a
w rezultacie ani samo nie idzie, ani matce iść nie
pozwala; lub jest jak figura, którą malarz chce
pomalować, a ktoś inny nią rusza i przez to albo
nic nie zrobi, albo się ją jeszcze zeszpeci.
67. Dusza będąca w tym odpocznieniu powinna
wiedzieć, że chociaż nie czuje, iż idzie naprzód i
coś czyni, postępuje jednak dużo szybciej, niż
gdyby szła o własnych siłach, bo sam Bóg unosi ją
w swych ramionach; mimo że idzie naprzód krokami
Bożymi, tych kroków nie odczuwa. I chociaż sama
nie czyni nic z pomocą swych władz duchowych,
zyskuje jednak dużo więcej, niż gdyby coś czyniła,
bo Bóg w niej działa.
A że ona nie spostrzega tego, nie należy się
dziwić, bo tego, co Bóg w tym czasie działa w
duszy, zmysły nie mogą pojąć, gdyż to dokonuje się
w milczeniu. Słowa bowiem mądrości, jak mówi
Mędrzec, dają się słyszeć jedynie w milczeniu (Koh
9, 17).
Niech więc pozostanie dusza w rękach Boga, a
nie polega na samej sobie i nie oddaje się w ręce
tamtych dwóch ślepych, bo gdy w Bogu będzie trwała
i unikała działania z pomocą swych władz,
bezpieczna pójdzie ku wyżynom.
68. Lecz wróćmy teraz do naszego przedmiotu, do
tych głębin otchłani władz duchowych. Mówiliśmy,
że cierpienie duszy bywa w nich bardzo wielkie,
gdy ją Bóg namaszcza i przygotowuje
najwznioślejszymi olejkami Ducha Świętego, by ją
połączyć z sobą. Olejki te są tak delikatne i tak
czułe jest to namaszczenie, że przenikają
najgłębszą istotę duszy, tak ją kształtują i
upiększają, że cierpienie jej i omdlewanie z
pragnienia, wobec ogromnej próżni tych jaskiń,
jest wprost bezmierne.
Musimy zaznaczyć, że jeżeli namaszczenia, które
przysposobiły owe jaskinie duszy do zjednoczenia
się z Bogiem w zaślubinach duchowych, są tak
wzniosłe, jak powiedzieliśmy, jakież będzie
poznanie, miłość i chwała, które mają już we
wspomnianym zjednoczeniu z Bogiem rozum, wola i
pamięć? Na pewno odpowiednie do pragnienia i
głodu, jakie odczuwały te jaskinie, będzie teraz
ich zadowolenie, nasycenie i rozkosz. I
odpowiednie do subtelności przygotowania będzie
pełne posiadanie łask przez duszę i pełne ich
kosztowanie za pomocą jej zmysłu.
69. Przez zmysł duszy rozumie się tu zdolność i
siłę samej istoty duszy, z pomocą której odczuwa i
raduje się przedmiotami władz duchowych, dających
jej kosztować mądrości, miłości i udzielania się
jej Boga. I dlatego te trzy władze: pamięć, rozum
i wolę nazywa w tym wierszu otchłaniami głębin
zmysłu duchowego, gdyż za ich pośrednictwem
odczuwa i w nich głęboko smakuje ogrom miłości i
majestatu Boga. Bardzo trafnie nazywa je tu dusza
otchłaniami głębin, bo czując, że w nie wpadają
głębokie poznawania i odblaski pochodni ognia,
widzi, że mają tak wielką pojemność i głębię, jak
wielkie otrzymuje od Boga poszczególne łaski Jego
poznania, smaków, radości, rozkoszy itd. Wszystkie
te rzeczy przyjmuje i przechowuje w tym zmyśle
duszy, którym jest, jak mówię, siła i zdolność,
jaką ma dusza do odczuwania, przechowywania i
smakowania wszystkiego, co przynoszą otchłanie
władz; podobnie jak do zmysłu ogólnego wyobraźni
zbiegają się z formami swoich przedmiotów zmysły
cielesne i on jest ich składem i archiwum. Przez
to, że ten zmysł ogólny duszy stał się skupiskiem
i zbiornikiem wielkich łask Bożych, jest tym
bardziej sam bogaty i zalany blaskami, im więcej
osiąga z tego wzniosłego i jasnego posiadania.
Który był ślepy, pełen mroków
ciemnych,
70. mianowicie, zanim go Bóg nie oświecił i nie
rozjaśnił, jak to było powiedziane. Dla
zrozumienia tego należy zważyć, że dla dwóch
przyczyn zmysł wzroku nie może widzieć: albo
znajduje się wśród ciemności, albo jest ślepy.
Bóg jest światłem i przedmiotem duszy. Gdy go
nie oświeca, jest on pogrążony w ciemnościach,
choćby dusza miała najprzenikliwszy wzrok. Gdy zaś
dusza jest w grzechu lub oddana pożądaniu innych
rzeczy, jest ślepa; i wtedy, chociaż ją zalewa
światło Boże, nie widzi go jej ciemność duchowa,
którą jest niewiedza duszy. Dusza, o której
mówimy, dopóki jej Bóg nie oświecił przez to
przeobrażenie, była ślepa i nie znała tych skarbów
Bożych, podobnie jak Mędrzec, dopóki go nie
oświeciło światło mądrości. Mówił bowiem:
"Nieświadomości moje oświecił" (Syr 51, 27).
71. W znaczeniu duchowym inną rzeczą jest być w
ciemnościach, a inną w mrokach; bo być w mrokach,
to być ślepym przez grzech, jak powiedzieliśmy,
lecz w mrokach można przebywać i bez grzechu, a to
w podwójny sposób: odnośnie do natury, nie mając
oświecenia w pewnych rzeczach naturalnych, i
odnośnie do nadnatury nie mając oświecenia w
pewnych rzeczach nadnaturalnych. I mówi tu dusza,
że przed tym nieocenionym zjednoczeniem jej zmysł
duchowy był ślepy odnośnie do tych dwóch rzeczy.
Bo dopóki Pan nie powiedział: Fiat lux, "Niech
się stanie światłość" (Rdz 1,3), ciemności
panowały nad głębokością otchłani zmysłu
duchowego. Zmysł ten im bardziej jest przepastny i
im głębsze jego otchłanie, tym głębsze i bardziej
niezgłębione są jego ciemności odnośnie do rzeczy
nadprzyrodzonych, gdy go Bóg będący jego światłem
nie oświeci. Jest więc dla niego niemożliwe
podnieść oczy na światło Boże lub pomyśleć o nim,
gdyż nie widziawszy go nigdy, nie ma pojęcia o
nim. I dlatego nie może go nawet pragnąć; raczej
będzie pragnął mroków, gdyż te poznaje i pójdzie z
jednego mroku w drugi, prowadzony przez ten mrok,
który tylko może zawieść do dalszych mroków.
Mówi bowiem Dawid: "Dzień dniowi opowiada
słowo, a noc nocy podaje wiadomość" (Ps 18, 3).
Tak więc "przepaść przepaści przyzywa" (Ps 41, 8),
mianowicie: jedna przepaść światła przyzywa drugą
przepaść światła, a jedna przepaść mroków przyzywa
drugą przepaść mroków, gdyż tylko rzeczy podobne
przyzywają się i udzielają się sobie wzajemnie.
Zatem światło łaski, które Bóg uprzednio (s.790)
dał duszy i którym wzrok jej przepaści duchowych
otworzył na światło Boże, a przez to uczynił ją
sobie przyjemną, przyzwało drugą przepaść łaski,
którą jest boskie przeobrażenie duszy w Boga.
Przez nią wzrok jej zmysłu jest tak miły Bogu i
tak promieniejący, iż możemy powiedzieć, że
światło Boga i światło duszy jest jednym wspólnym
światłem. Światło naturalne duszy jest tu bowiem
zjednoczone ze światłem nadprzyrodzonym Boga i
świeci już tylko światło nadprzyrodzone; podobnie
jak światło, które Bóg stworzył, złączyło się ze
światłem słońca i teraz świeci tylko słońce,
chociaż pozostaje tamto światło (Rdz 1,14-18).
72. Był również ślepy zmysł duszy przez to, że
szukał upodobania w innych rzeczach. Ślepotą
bowiem rozumnego i wyższego zmysłu jest pożądanie,
które jak katarakta i bielmo przysłania wzrok
rozumu, by nie widział rzeczy, które są przed nim.
Tak więc, gdy upodobanie przedstawiło jakiś smak
zmysłowi, oślepiło go tak, iż nie mógł widzieć
wielkości i piękności bogactw Bożych będących poza
kataraktą. Bo jak rzecz, chociażby mała, gdy się
ją przyłoży do oka, wystarczy, by zakryła wzrok,
tak iż nie widzi on innych rzeczy, choćby były nie
wiem jak wielkie, tak również jedno małe
pożądanie, jeden niedbały akt duszy wystarczy, by
przeszkodzić jej w osiągnięciu tych wszystkich
wielkości Bożych, znajdujących się poza tymi
pożądaniami i upodobaniami, którym się dusza
oddaje.
73. O, któż może wyrazić, jak niemożliwą jest
rzeczą, by dusza pełna pożądań mogła oceniać
rzeczy Boże tak, jak należy, jakimi one są w
rzeczywistości! Przecież dla oceny i rozeznania
rzeczy Bożych należy całkowicie wyzbyć się pożądań
i upodobań, a nie oceniać poprzez nie owych
rzeczy. W przeciwnym bowiem razie będzie się
uważało rzeczy od Boga za nie Boże, a rzeczy nie
pochodzące od Boga za Boże. Ta katarakta bowiem
tak zasłania wzrok rozeznania, że nie widzi nic
więcej, tylko tę kataraktę raz w tym, drugi raz w
innym świetle, zależnie od tego, jak mu się
przedstawi. I sądzi, że ta katarakta to Bóg; bo,
jak powtarzam, nie widzi nic więcej, tylko tę
kataraktę zmysłu, a Bóg nie podpada pod zmysł. W
taki to sposób pożądanie i upodobanie zmysłowe
przeszkadzają poznaniu rzeczy wyższych. Daje to
wyraźnie do zrozumienia Mędrzec w tych słowach:
"Urok bowiem marności zaciemnia dobro, a
niedostateczna pożądliwość wywraca umysł
niezepsuty" (Mdr 4, 12), czyli należyte osądzenie
rzeczy.
74. Dlatego też ci, co nie są jeszcze tak
uduchowieni, by byli wolni od pożądań i upodobań,
tkwi bowiem w nich jeszcze coś zmysłowego, uważają
za coś wielkiego rzeczy podpadające pod zmysły,
według których sami żyją, a które to rzeczy w
istocie same są bardzo niskie i bezwartościowe dla
ducha. Natomiast rzeczy najcenniejsze dla ducha i
bardzo wzniosłe, tj. te najbardziej oddalone od
zmysłów, będą uważali za coś bardzo błahego,
niewiele będą je cenili, czasem nawet osądzą je
jako niedorzeczności, jak to wyraźnie daje do
zrozumienia św. Paweł: "Człowiek zmysłowy nie
pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla
niego głupstwem, gdyż zrozumieć tego nie może" (1
Kor 2, 14). Przez człowieka zmysłowego rozumie się
tu człowieka, który jeszcze żyje wśród pożądań i
upodobań naturalnych; bo chociaż niektóre
upodobania rodzą się z ducha, to jednak, gdy
człowiek łączy się z nimi przez swe naturalne
pożądanie, stają się one już tylko pożądaniami
naturalnymi. I niewielkie w tym wypadku ma
znaczenie, że przedmiot lub motyw jest
nadprzyrodzony, skoro pożądanie pochodzi z natury,
mając w niej swój korzeń i siły żywotne; w gruncie
rzeczy pozostaje ono pożądaniem naturalnym,
odpowiednie bowiem do substancji i natury rzeczy
są jej pobudki i materia naturalna.
75. Lecz może zarzucisz: Z tego wynika, że
jeżeli dusza pożąda Boga, a nie pożąda Go w sposób
nadprzyrodzony, zatem pożądanie to nie będzie
zasługujące przed Bogiem. Odpowiadam na to, że
rzeczywiście, gdy dusza pożąda Boga, nie zawsze to
pożądanie jest nadprzyrodzone; jest nim wówczas,
gdy Bóg je wlewa i daje mu siłę i dopiero wtedy
różni się ono całkowicie od naturalnego. Lecz
zanim Bóg wleje weń swą moc, mało albo wcale nie
jest zasługujące. Tak więc gdy ty sam ze siebie
chcesz odczuwać pożądanie Boga, jest to tylko
pożądanie naturalne i nie będzie inne, aż je Bóg
zechce przekształcić w sposób nadprzyrodzony.
Również gdy sam ze siebie przywiązujesz się do
pragnienia rzeczy duchowych i chcesz kosztować ich
smaku, działasz tylko z pożądania naturalnego,
zasłaniasz kataraktami swe oko, nie przestajesz
być człowiekiem zmysłowym i nie możesz zrozumieć
ani ocenić rzeczy duchowych, które przewyższają
wszelki zmysł i pożądanie naturalne.
A jeśli masz jeszcze wątpliwości, nie wiem, co
ci odpowiedzieć, chyba polecić, byś to przeczytał
drugi raz, a może zrozumiesz, że jest tu wyłożona
istotna prawda i nie ma potrzeby, bym się jeszcze
nad tym rozwodził.
76. Ten zmysł duszy, który przedtem był ciemny
z braku światła Bożego i ślepy wskutek swych
pożądań i przywiązań, teraz jest już w takim
stanie, że jego głębokie jaskinie nie tylko są
oświecone przez to zjednoczenie z Bogiem, lecz
stają się jednym promieniejącym światłem z
jaskiniami swoich władz.
Teraz z dziwnymi doskonałościami
Niosą Miłemu żar swój wraz z blaskami.
77. Te bowiem otchłanie władz duszy, tak
niepojęte i przedziwnie pogrążone w zachwycających
odblaskach owych pochodni, które, jak mówiliśmy,
płoną w duszy, prócz tego całkowitego oddania,
jakie ze siebie samych czynią Bogu, oddają Mu
nadto w Nim samym te wszystkie odblaski, które w
miłosnej chwale otrzymały. Wsparte na Bogu w Bogu,
stawszy się również pochodniami gorejącymi w
odblaskach pochodni Bożych, niosą Umiłowanemu to
samo światło i ten sam żar z blaskami miłości,
które otrzymują. W ten sam bowiem sposób, w jaki
je otrzymują, oddają je Temu, który je przyjmuje,
a czynią to z tymi samymi doskonałościami, z
jakimi im Bóg daje. Dzieje się tu bowiem podobnie
jak z szybą, która gdy ją słońce oświeca, wydaje
również odblaski; tamto jednak dzieje się o wiele
wyższym sposobem, gdyż przyłącza się do niego
działanie woli.
78. Z dziwnymi doskonałościami, tj.
tajemniczymi i dalekimi od wszelkiego pospolitego
pojęcia, od wszelkiej miary i sposobu.
Odpowiednia bowiem do tej doskonałości, z jaką
rozum otrzymuje mądrość Bożą, stawszy się jedno z
rozumem Boga, jest doskonałość, z jaką dusza
oddaje tę mądrość, gdyż nie może dawać inaczej,
tylko takim sposobem, jakim jej dano. I
odpowiednią do doskonałości, z jaką wola jest
złączona z wolą Bożą, jest doskonałość, z jaką ona
składa Bogu w Bogu tę samą dobroć, bo otrzymuje ją
na to, by ją oddać z powrotem. Tak samo według
doskonałości, z jaką otrzymuje poznanie Boga,
będąc z nią złączona, świeci i daje żar miłości.
Podobnie i doskonałościom innych przymiotów
Bożych: męstwu, piękności, sprawiedliwości itd.,
których Bóg duszy udziela, odpowiadają
doskonałości, które oddaje ten zmysł duszy
radośnie swemu Umiłowanemu, tj. oddaje to samo
światło i żar, jakie otrzymuje od Umiłowanego.
Albowiem dusza, będąc złączona w jedno z Nim, w
pewnym znaczeniu jest Bogiem przez uczestnictwo. I
chociaż to nie jest jeszcze tak doskonałe, jak w
przyszłym życiu, jest jednak, jak powiedzieliśmy,
jakby cieniem Boga.
Takim więc sposobem dusza, będąc cieniem Boga
przez to substancjalne przeobrażenie, działa w
Bogu przez Boga to, co On sam przez siebie działa
w niej; i działa tak, jak On, gdyż wola ich dwojga
jest jedna, a więc działanie Boga i jej jest
również jedno. Stąd więc, jak Bóg oddaje się duszy
i chętnie, i łaskawie, tak również i ona, mając
wolę tym wolniejszą i szlachetniejszą, im ściślej
jest złączona z Bogiem, daje Boga samemu Bogu w
Bogu i jest to prawdziwy i cenny dar duszy dla
Boga.
Wtedy widzi dusza, że Bóg rzeczywiście jest jej
i że posiada Go jako dziedzictwo prawnie na
własność, jako przybrane dziecko Boga, przez
łaskę, jaką jej Bóg wyświadczył oddając jej samego
siebie. A posiadając Go jako własność, może Go
dawać i udzielać komu zechce.
Daje Go więc swemu Umiłowanemu, którym jest ten
sam Bóg, co się jej oddał. Przez to spłaca Mu
wszystkie swe długi, gdyż dobrowolnie składa Bogu
dar równy temu, jaki sama od Niego otrzymała.
79. Ponieważ przez ten dar, jaki dusza składa
Bogu, daje Mu dobrowolnie Ducha Świętego jako
własność swoją, by się w Nim rozmiłował, tak jak
na to zasługuje, odczuwa niewymowną rozkosz i
szczęście, gdy widzi, że składa Bogu, jako swą
własność, dar, który w swym bycie nieskończonym
jest całkowicie równy Bogu.
Bo chociaż jest prawdą, że dusza nie może dawać
na nowo Bogu Jego samego, bo On zawsze jest ten
sam w sobie, to jednak dusza ze swej strony czyni
to całkowicie i prawdziwie, dając Bogu na
spłacenie miłości wszystko to, co jej dano, czyli
daje tyle, ile jej dano. Przez ten dar duszy ma
Bóg pełną zapłatę, mniejsza nie mogłaby Go
zaspokoić, i przyjmuje ten dar z wdzięcznością
jako własność duszy, który Mu ona oddaje i przez
który kocha Go jakby na nowo. A we wzajemnym
oddaniu się Boga duszy kocha Go ona znowu jakby na
nowo.
Tak więc pomiędzy Bogiem a duszą powstaje
czynna wymiana wzajemnej miłości w zgodnym
zjednoczeniu i oddaniu się zaślubin, w którym
wspólne dobro obojga, jakim jest boska istota,
przez dobrowolne oddanie go jeden drugiemu
posiadają równocześnie razem i powtarzają sobie
to, co mówił w Ewangelii św. Jana Syn Boży do
swego Ojca: Omnia mea tua sunt, et tua mea sunt et
ciarificatus sum in eis; "Wszystko moje Twoim jest
a Twoje moim; w nich zostałem wsławiony" (17, 10).
Stan ten w przyszłym życiu trwa bez przerwy w
doskonałym rozkosznym zaznawaniu; natomiast w
obecnym stanie zachodzi tylko wtedy, gdy Bóg
wykonuje w duszy ten akt przeobrażenia i nie jest
tak doskonały, jak w przyszłym życiu.
A że dusza może składać ten dar, chociaż on swą
wielkością przewyższa jej pojęcie i istotę, jest
jasne, choćby z tego porównania, że ten, co jest
władcą wielu narodów i królestw, chociażby
największych, może je oddać, komu zechce.
80. Wielkie to uspokojenie i zadowolenie dla
duszy, gdy widzi, że daje Bogu - z tym samym
światłem boskim i boskim żarem otrzymanym od Niego
- więcej niż to, czym jest sama w sobie i więcej
niż jest warta. W przyszłym życiu dokonuje się to
przez światło chwaty, w tym zaś za pomocą
oświecenia przez wiarę. Tak więc
Otchłanie głębin zmysłu duchowego
Z dziwnymi doskonalościami, Niosą Miłemu
żar swój wraz z blaskami.
Mówi wraz, gdyż Ojciec, Syn i Duch Święty
łącznie udzielają się duszy i te Boskie Osoby są w
niej blaskiem oraz ogniem miłości.
81. Należy wspomnieć krótko o doskonałościach,
z jakimi dopełnia dusza tego oddania. W
odniesieniu do tego należy zauważyć, że dusza
radując się pewnym odblaskiem widzenia
uszczęśliwiającego, otrzymanym ze zjednoczenia
rozumu i afektu z Bogiem, napełniona rozkoszą i
zobowiązana przez tę tak wielką łaskę, spełnia to
oddanie Boga i siebie samej Bogu zdumiewającymi
sposobami. Bo jeśli chodzi o miłość, odnosi się
dusza do Boga z niezwykłymi wspaniałościami;
podobnie również jeśli chodzi o odblask widzenia
uszczęśliwiającego; w ten sam sposób, jeśli chodzi
o uwielbienie; wreszcie tak samo, jeśli chodzi o
wdzięczność.
82. Co do pierwszego, posiada dusza trzy główne
doskonałości miłowania:
Pierwsza, że kocha Boga nie przez samą siebie,
lecz przez Niego. Jest to niepojęta wspaniałość,
gdyż kocha przez Ducha Świętego, tak jak Ojciec i
Syn się kochają, jak to sam Syn Boży mówi przez
św. Jana: "Aby miłość, którą mnie umiłowałeś, w
nich była, i ja w nich" (J 17, 26).
Drugą doskonałością jest to, że kocha Boga w
Bogu, gdyż w tym gwałtownym zjednoczeniu zatapia
się dusza w miłości Boga, a Bóg również z wielką
siłą przenika duszę.
Trzecią doskonałością najwyższej miłości jest
to, że kocha Boga dla tego, czym On jest sam w
sobie; nie kocha Go tu bowiem dusza tylko dlatego,
że jest dla niej tak dobry, szczodry, chwalebny
itd., lecz o wiele więcej dlatego, że sam w sobie
jest takim istotnie.
83. W odniesieniu do obrazu widzenia
uszczęśliwiającego, ma duszatrzy inne,
zdumiewające, cenne i podstawowe doskonałości:
Pierwszą, że raduje się tu Bogiem przez Niego
samego. Mając bowiem rozum zjednoczony z Jego
wszechmocą, mądrością, dobrocią itd., chociaż
jeszcze nie tak jasno, jak to będzie w życiu
przyszłym, doznaje jednak niewymownej rozkoszy w
szczegółowym poznawaniu tych wszystkich
przymiotów, jak już wyżej powiedzieliśmy.
Drugą główną doskonałością tego uradowania jest
rozkoszowanie się zwyczajnie w samym tylko Bogu,
bez żadnej przymieszki stworzenia.
Trzecią rozkoszą jest radość Nim tylko, z tego,
czym On jest sam w sobie, bez najmniejszej
odrobiny własnego upodobania.
84. W odniesieniu do uwielbienia, jakie dusza
składa Bogu w tym zjednoczeniu, ma również trzy
doskonałości:
Pierwsza: czyni to z powinności, bo widzi, że
stworzył ją Bóg dlatego, by Go wielbiła, [jak sam
mówi] przez Izajasza: "Lud ten utworzyłem sobie,
chwałę moją będzie opowiadał" (43, 21).
Druga doskonałość: wielbi Boga za
dobrodziejstwa, jakie otrzymuje i dla rozkoszy
jaką ma w wychwalaniu Go.
Trzecia doskonałość: uwielbia Boga dla tego,
czym On jest sam w sobie, bo choćby dusza żadnej
rozkoszy nie doznawała, chwaliłaby Go dla tego,
czym jest.
85. W odniesieniu wreszcie do wdzięczności ma
dusza trzy inne doskonałości:
Pierwsza: okazuje wdzięczność za dobra
naturalne i duchowe, które otrzymała i za
wszystkie inne dobrodziejstwa.
Druga: czuje wielką radość składając Bogu
dziękczynienie, ponieważ w tym dziękczynieniu z
wielką gwałtownością cała się zanurza.
Na koniec trzecia doskonałość: chwali Boga
tylko za to, czym On jest, przez co to
dziękczynienie jest skuteczniejsze i bardziej
rozkoszne. |