Żywy płomień miłości
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
STROFA DRUGA
O słodkie żaru upalenie! O rano pełna
uczucia błogiego! O ręko miła, o czułe
dotknienie, Co dajesz przedsmak życia
wieczystego I spłacasz hojnie wszystkie
zaległości! Przez śmierć wprowadzasz do życia
pełności!
OBJAŚNIENIE
1. W tej strofie dusza tłumaczy, że wszystkie
trzy Osoby Trójcy Przenajświętszej: Ojciec, Syn i
Duch Święty dokonują w niej boskiego dzieła
zjednoczenia. Ręka więc, upalenie i dotknienie w
istocie swej są jedną i tą samą rzeczą; daje im
tylko różne nazwy odpowiadające im ze względu na
skutki, jakie każda z nich sprawia.
Upaleniem jest Duch Święty; ręką - Ojciec,
dotknieniem - Syn. I uwielbia tu dusza Ojca, Syna
i Ducha Świętego, uwydatniając trzy wielkie łaski
i dary, które w niej sprawiają, zamieniwszy już
jej śmierć w życie i przeobraziwszy ją w siebie.
Pierwszym darem jest błoga rana, którą
przypisuje Duchowi Świętemu i dlatego nazywa Go
upaleniem.
Drugim jest przedsmak życia wieczystego, który
przypisuje Synowi, stąd nazywa Go miłym
dotknieniem.
Trzecim wreszcie darem jest jej przeobrażenie w
Boga, które spłaca należycie zaległości duszy; to
przypisuje Ojcu i dlatego zwie Go miłą raka.
Lecz chociaż wymienia tu trzy Osoby dla
odmiennych właściwości skutków, to jednak rozmawia
tylko z jedną, mówiąc: wprowadzasz do życia
pełności, gdyż one wszystkie działają w jedności;
stąd też wszystko to przypisuje jednej i wszystkim
razem.
Następuje wiersz:
O słodkie żaru upalenie!
2. Upaleniem tym, jak już powiedzieliśmy, jest
tu Duch Święty, bo jak mówi Mojżesz w Księdze
Powtórzonego Prawa: "Pan Bóg nasz jest to ogień
trawiący" (4, 24), tzn. ogień miłości, który mając
nieskończoną siłę, może strawić nad wszelkie
pojęcie i przeobrazić w siebie duszę, którą
ogarnie. Lecz ogarnia i pochłania każdą,
odpowiednio do tego, jak ją znajdzie przygotowaną;
jedną mniej, drugą więcej, ile i kiedy sam zechce.
Będąc zaś bezmiernym ogniem miłości, gdy nieco
głębiej chce dotknąć duszy, sprawia, że żar jej
miłości urasta do takiej miary, iż zdaje się jej,
że płonie ogniem ponad wszelkie w świecie ognie. I
dlatego w tym zjednoczeniu nazywa Ducha Świętego
upaleniem, bo jak w całkowitym spaleniu ogień jest
silniejszy i gwałtowniejszy nad wszelkie inne i
większy sprawia skutek, tak i w tym akcie
zjednoczenia żar jej miłości jest silniej
rozpalony niż wszystkie inne i dlatego odnośnie do
nich nazywa go upaleniem. A ponieważ dusza
przeobrażona przez miłość ma ten boski ogień w
sobie, więc nie tylko czuje to upalenie, lecz cała
staje się jednym upaleniem niezmiernego ognia.
3. Rzecz to zdumiewająca i godna uwagi, że
chociaż ten boski ogień jest tak gwałtownie
trawiący, że mógłby strawić tysiące światów z
większą łatwością niż ogień ziemski jedną nitkę
lnu - nie trawi i nie niszczy duszy, w której z
taką siłą płonie, a nawet najmniejszego cierpienia
jej nie sprawia; przeciwnie, na miarę siły miłości
przebóstwia ją i ogarniając ją płonie w niej
słodko i rozkosznie.
Dzieje się to dzięki czystości i doskonałości
duszy, w której płonie ten ogień Ducha Świętego,
podobnie jak to było w Dziejach Apostolskich,
gdzie ten ogień przychodząc z wielką
gwałtownością, objął Apostołów (2, 3), oni jednak,
jak mówi św. Grzegorz, "wewnątrz płonęli słodką
miłością". To również tłumaczy Kościół święty,
mówiąc w tej samej myśli: "Przyszedł ogień z nieba
nie palący, lecz promieniejący, nie trawiący, lecz
oświecający". Bóg bowiem, pragnąc w tych
udzielaniach się wywyższyć duszę nie męczy jej i
nie sprawia ucisku, lecz rozprzestrzenia, napełnia
rozkoszą; nie zaciemnia jej i nie spopiela, jak
ogień węgle, lecz napełnia ją blaskiem i ubogaca;
dlatego nazywa ona to słodkim upaleniem.
4. I tak ta szczęśliwa dusza, która szczęśliwym
losem dochodzi do tego upalenia, wie wszystko i
wszystkiego smakuje, jest całkowicie wolna i
wszystko osiąga, nikt nie może jej pokonać, nic
jej nie dosięga, stosuje się bowiem do niej to, co
mówi Apostoł: "Człowiek zaś duchowy rozsądza
wszystko, a sam przez nikogo nie jest sądzony" (1
Kor 2, 75), "Duch bowiem wszystko przenika, nawet
głębokości Boże" (tamże, 2, 10); to bowiem jest
przymiotem miłości, że przenika wszystkie dobra
Umiłowanego.
5. O niepojęta chwało dusz, które zasługujecie
na wejście do tego najwyższego ognia mającego
bezmierną siłę, by was strawić i wyniszczyć, a
który nie niszcząc (co jest rzeczą pewną)
pochłania was w chwale! I nie dziwcie się, że Bóg
podnosi niektóre dusze aż tak wysoko, gdyż jak
słońce promieniując powoduje niekiedy wspaniały
widok, tak Bóg, jak mówi Duch Święty, "w trójnasób
rozpala góry" (Syr 43, 4), tj. świętych.
Gdy więc tak słodkim jest upalenie, jak to
mówiliśmy, jakżeż nad wszelkie pojęcie musi być
szczęśliwa dusza przez nie dotknięta! Chcąc to
określić, nie mówi dużo, lecz ocenę wszystkiego
zachowuje w sercu, a na usta wyrywa się jej tylko
ten jeden okrzyk: O! mówiąc: O słodkie upalenie!
O rano pełna uczucia błogiego!
6. Po rozmowie z upaleniem, rozmawia teraz
dusza z raną, która jest skutkiem upalenia. A
ponieważ, jak wspomnieliśmy, to upalenie było
słodkie, tym samym i rana przezeń zadana musi być
podobna do niego. Z słodkiego więc upalenia i rana
będzie pełna uczucia błogiego. Skoro bowiem
upalenie pochodzi z miłości, to i rana będzie z
miłości; tym samym więc będzie pełna błogiego
uczucia.
7. By zrozumieć, jaka jest ta rana, o której tu
dusza mówi, należy zaznaczyć, że żar materialnego
ognia zawsze zadaje ranę ciału, którego dotyka, a
ma tę właściwość, że jeśli się go przykłada do
rany nie zadanej przez ogień, sprawia, iż odtąd
staje się ona raną ogniową. Tę właściwość ma
również ów żar miłości. Dusza, której dotyka,
niezależnie od tego, czy miała już w sobie inne
rany nędzy i grzechów, czy była zdrowa,
natychmiast zostaje zraniona miłością, a rany
pochodzące z innych przyczyn stają się ranami
miłości.
Lecz istnieje różnica między naturalnym a tym
miłosnym upaleniem: bo rana, którą zadaje
pierwsze, może się zagoić tylko z pomocą innych
środków, natomiast rana od upalenia miłości nie
zagoi się za pomocą innego lekarstwa, tylko to
samo upalenie, co ją zadaje, leczy ją, a lecząc
znów ją zadaje. Za każdym bowiem razem, gdy ten
żar miłości dotyka rany miłości, powiększa tę
ranę, a im bardziej ją rani, tym lepiej leczy ją i
uzdrawia. Kochający bowiem im głębiej jest
zraniony, tym jest zdrowszy, a lekarstwem na
miłość jest ciągłe powiększanie i odnawianie
zadanej rany aż do tego stopnia, by rana stała się
tak wielka, iżby objęła i zamieniła duszę w jedną
ranę miłości. Wtedy dopiero, cała przepalona i
zamieniona w jedną ranę miłości, jest całkowicie
uleczona w miłości, bo jest wszystka przemieniona
w miłość.
To więc jest ową raną, o której tu dusza mówi,
że jest nią cała zraniona i cała uzdrowiona.
Chociaż jednak już cała jest zraniona i cała
uzdrowiona, ten żar miłości nie przestaje działać,
tj. dotykać i ranić miłością; lecz że wszystko już
jest zgojone i zdrowe, więc to działanie
pielęgnuje tylko czule ranę, jak to zwykł czynić
dobry lekarz. Dlatego mówi tu dusza: O rano pełna
uczucia błogiego!
O, bo ta rana jest tym przyjemniesza, im
większy i wzniosłej szy jest ogień miłości, który
ją spowodował! A ponieważ zadał ją Duch Święty w
celu uszczęśliwienia duszy, a Jego pragnienie, by
uszczęśliwić duszę, jest wielkie, więc i wielka
będzie ta rana, by również wielką była jej
błogość.
8. O błogosławiona rano, zadana przez Tego,
który tylko umie leczyć! O szczęśliwa i wielce
szczęśliwa rano, boś została zadana jedynie dla
uszczęśliwienia i twój ból jest uszczęśliwieniem i
rozkoszą dla duszy zranionej! Wielką jesteś o
rozkoszna rano, bo wielki jest Ten, kto cię zadał.
Wielkim jest twe uszczęśliwienie, bo bezmierny
jest ogień miłości, który odpowiednio do twej
zdolności i wielkości cię uszczęśliwia. O błoga
więc rano, i o tyle wznioślejsza i słodsza, o ile
głębiej do wnętrza duszy wniknął twój żar i
wypalił wszystko, co można było wypalić, aby dać
szczęście takie, jakie tylko dać można!
Możemy powiedzieć, że to upalenie i ta rana są
najwyższym stanem, jaki można osiągnąć w tym
życiu. Bo chociaż istnieje wiele innych sposobów,
którymi Bóg rozpala duszę, nie są one jednak tak
wzniosłe; tutaj natomiast zachodzi bezpośrednio,
bez żadnej formy ni figury rozumowej czy
wyobrażeniowej, dotknięcie duszy przez Bóstwo.
9. Inny rodzaj rozpalania duszy formą umysłową
jest bardzo wzniosły i dokonywa się w ten sposób:
zdarza się, że będąc rozpłomieniona miłością Bożą,
chociaż nie tak jeszcze udoskonalona, jak wyżej
powiedzieliśmy (lecz rówież musi być bardzo
doskonała dla otrzymania tego, o czym tu chcę
mówić), dusza czuje, że godzi w nią serafin grotem
czy włócznią rozpaloną ogniem miłości i przeszywa
ją, a rozpaloną już do żaru, lub by lepiej
określić, do żywego płomienia, jeszcze rozpala w
niepojęty sposób. I wtedy, w tym upaleniu przez
przeszywanie duszy włócznią, wzmaga się jej
płomień i wybucha z gwałtownością, podobnie jak
ognisko rozpalone albo piec kowalski, gdy się go
rozpala, gdy się porusza ogień lub rozdmuchuje
płomień. A gdy ją pali ta ognista włócznia,
odczuwa jej ranę z niewypowiedzianą rozkoszą. Nie
tylko bowiem cała jest zanurzona w słodyczy
wskutek poruszenia i gwałtownego wstrząsu
dokonanego przez tego serafina, przez co czuje
ogromny żar i roztapianie się w miłości, lecz
odczuwa również delikatną ranę i to ziele, w
którym grot obficie był zmaczany, jak żywy punkt w
istocie swego ducha, niby w przeszytym sercu
duszy.
10. O tym najgłębszym punkcie rany, żarzącym
się w samym środku serca duszy, w którym odczuwa
się najdelikatniejszą rozkosz, któż może mówić?
Odczuwa go dusza jakby ziarnko gorczyczne, bardzo
maleńkie, lecz niezmiernie żywotne i rozpalone,
które promieniuje wokół żywym i żarzącym się
ogniem miłości. A ten ogień wychodząc z istoty i
mocy tego żywego punktu, w którym streszcza się
wszystka moc ziela, rozlewa się subtelnie po
wszystkich duchowych i istotnych arteriach duszy,
odpowiednio do jej możliwości i sił. A wśród tego
odczuwa ona takie potęgowanie i wzrastanie żaru, a
z nim taki ogrom miłości, iż zdaje się jej, że
morza ognia miłosnego zalewają całkowicie
wszystkie władze jej duszy, napełniając je
miłością. I zdaje się wtedy duszy, że cały
wszechświat jest jednym morzem miłości, w którym
ona jest zatopiona, nie widząc miary ni kresu tej
miłości, gdyż odczuwa w sobie, jak już mówiliśmy,
żywy punkt i ognisko miłości.
11. O tym szczęściu, którego dusza wtedy
doznaje, nie można nic więcej powiedzieć, tylko
to, że czuje wtedy, jak trafnie porównane jest w
Ewangelii królestwo niebieskie do ziarnka
gorczycznego, które przez swą moc wielką, chociaż
maleńkie, urasta w wielkie drzewo (Mt 13, 31).
Widzi bowiem, jak ogromny ogień miłości rodzi się
z tego punktu ognistego w sercu ducha.
12. Mało dusz dochodzi do tego stanu, lecz
niektóre doszły, zwłaszcza te, których moc i duch
miały się rozlać w spuściźnie na ich dzieci. Bóg
daje bowiem rodzicom w pierwocinach ducha bogactwa
i zasoby odpowiednie do większego lub mniejszego
dziedzictwa, jakie mają przekazać potomstwu.
13. Ale wróćmy do dzieła, jakiego dokonuje
serafin. Jest to prawdziwe przebicie i zranienie
wewnętrzne duszy. Czasem jednak, jeśli Bóg
pozwala, żeby i na zewnątrz, w zmysłach objawił
się jakiś skutek, to stosownie do wewnętrznego
zranienia ukazuje się to na przykład wtedy, gdy
serafin zranił św. Franciszka. Po zranieniu bowiem
jego duszy pięcioma ranami miłości, objawił się i
skutek tych ran na jego ciele, na którym zostały
one wyciśnięte, raniąc go tak, jak jego dusza
została zraniona miłością.
Albowiem Bóg zwykle nie daje żadnej łaski dla
ciała, nie dawszy jej wpierw, i to w głównej
mierze, duszy. I wtedy im większa jest rozkosz i
siła miłości, która wewnątrz duszy zadaje ranę,
tym silniej się objawia na zewnątrz ból w ranie
ciała, gdyż ze wzrostem jednej rośnie też i druga.
Dzieje się to zaś dlatego, że dusze te są już
oczyszczone i zanurzone w Bogu i to, co dla ich
słabego ciała jest przyczyną bólu i męczarni,
smakowite jest i przyjemne dla ich mężnego i
zdrowego ducha. Tak więc zachodzi tu rzecz
zdumiewająca, że wśród rozkoszy potęguje się ból.
Odczuł to dobrze Job w swoich ranach, gdy mówił
do Boga: "Gdy wracasz, znowu przedziwnie mnie
męczysz" (10, 16). I rzeczywiście, jest rzeczą
przedziwną i godną tej "obfitości rozkoszy i
słodkości, które Bóg ma zachowane dla bojących się
Jego" (Ps 30, 20), sprawiać tym większą radość,
smak i słodkość, im więcej się odczuwa bólu i
męczarni. Trzeba jednak zaznaczyć, że gdy to
zranienie istnieje w samej tylko duszy, bez
objawiania się na zewnątrz, wtedy rozkosz może być
większa i wznioślejsza. Ciało bowiem ujarzmia
duszę i gdy dobra duchowe i jemu się udzielają,
wtedy ono ściąga cugle i nakłada wędzidło temu
lotnemu rumakowi ducha i poskramia jego gwałtowny
bieg; gdyby bowiem miał pełną swobodę, pozrywałby
lejce. Jak długo bowiem te cugle istnieją,
powściągają wolność ducha, gdyż jak mówi Mędrzec:
"Ciało podległe skażeniu, obciąża duszę, a
ziemskie mieszkanie tłumi umysł wiele myślący"
(Mdr 9, 15).
14. Mówię o tym, by wytłumaczyć, że kto się
chce wznieść do Boga, opierając się zawsze na
zdolności i rozumowaniu naturalnym, nie będzie
nigdy człowiekiem prawdziwie duchowym. Są bowiem
niektórzy, co sądzą, że samym wysiłkiem i
działaniem zmysłów, które same ze siebie są zbyt
nieudolne i tylko naturalne, mogą się wznieść do
pełni i wysokości ducha nadprzyrodzonego. Do pełni
tego życia przychodzi się jednak tylko wtedy, gdy
się zmysły i ich działanie zostawi niejako na
boku.
Inna rzecz, gdy skutki duchowe przelewają się z
duszy na zmysły, gdyż to wskazuje, że dusza już
przedtem wiele otrzymała, jak to można poznać z
tego, co powiedzieliśmy o ranach ujawniających się
z wewnętrznej mocy na zewnątrz, lub z przykładu
św. Pawła, u którego głębokie odczucie boleści
Chrystusowych, jakie miał w duszy, ujawniło się i
w jego ciele. Tłumaczy to w Liście do Galatów,
mówiąc: "Blizny Pana Jezusa na własnym ciele
noszę" (Ga 6, 17).
15. Wystarczy już tego, cośmy powiedzieli o
upaleniu i ranie. Jeśli one są takie, jak
przedstawiliśmy, jakaż dopiero musi być ręka,
która zadaje to upalenie i jakież jej dotknięcie?
Wyraża to dusza w następnym wierszu, gdy raczej
wychwalając je, niż objaśniając woła:
O ręko miła, o czułe dotknienie!
16. Raka tą, jak już wspomnieliśmy, jest
litościwy i wszechmogący Ojciec. A ponieważ ta
ręka jest zarówno szczodra i dobroczynna, jak
wszechmocna i bogata, więc gdy się otworzy, by
obdarowywać duszę, da jej również bogate i
wspaniałe dary. Dlatego nazywa ją dusza miłą raka.
Mówi więc niejako: O ręko, tym miększa dla mej
duszy, że jej dotykasz, pieszcząc łagodnie. Gdybyś
się bowiem silniej oparła, zmiażdżyłabyś świat
cały, na samo bowiem twe spojrzenie trzęsie się
ziemia (Ps 103, 32), drżą narody i kruszą się góry
(Ha 3, 6).
O, dwakroć miła ręko! bo gdyś była tak twarda i
surowa dla Joba (19, 21), dotykając go tylko
trochę silniej, to dla mnie jesteś o tyle
przyjacielską i słodszą, o ile delikatniej,
łaskawiej i milej dotykasz mej duszy. Ty bowiem
dajesz śmierć i życie i nikt nie zdoła uciec spod
twej ręki (Pwt 32, 39).
Lecz ty, o boskie życie, nigdy nie zabijasz,
jak tylko po to, by dać życie i nigdy nie ranisz,
jak tylko po to, by uzdrowić! Gdy karzesz, lekko
tylko dotykasz, a to już wystarczy, by zniszczyć
świat; lecz gdy obdarzasz, dłużej zatrzymujesz
rękę i dlatego twe dary i twoja słodycz są
bezgraniczne. Zraniłaś mnie, by uleczyć, o boska
ręko! Wyniszczyłaś we mnie wszystko, co mnie
czyniło umarłą z braku życia Bożego, w którym
teraz żyję! Uczyniłaś to przez [szczodrobliwość]
twej niepojętej łaski, okazanej mi w tym czułym
uderzeniu, przez które dotknęłaś mnie "jasnością
chwały i odbiciem twojej istoty" (Hbr l, 3); a
jest nim Jednorodzony Syn twój. I przez Niego,
który stanowi z Tobą jedną istotę, "dosięgasz
wszystko od końca aż do końca" (Mdr 8, 1). I ten
Jednorodzony Syn twój, o ręko wszechmogąca Ojca,
jest tym dotknięciem miłym, którym mię dotknęłaś i
zraniłaś w mocy twego upalenia.
17. I ty, o boskie dotknięcie, Słowo i Synu
Boga, twoim delikatnym boskim bytem przenikasz na
wskroś istotę mej duszy i dotykając jej
delikatnie, pochłaniasz całą w siebie, w boskie
rozkosze i słodkości, o których nigdy "nie
słyszano w ziemi Chananejskiej, ani je widziano w
Teman" (Ba 3, 22). O, bardzo i nieskończenie miłe
dotknięcie Słowa, a dla mnie jeszcze milsze niż
wtedy, gdy wstrząsnąwszy góry i pokruszywszy skały
na górze Horeb, samym cieniem potęgi i mocy twojej
idącej przed tobą dałoś się z rozkoszą i mocą
odczuć prorokowi w lekkim tchnieniu wietrzyka (1
Krl 19, 11-12). O tchnienie łagodne! O, Słowo,
Synu Boży, powiedz, jak możesz być tak słodkim i
delikatnym tchnieniem, jak możesz dotykać tak mile
i czule będąc tak straszny i potężny?
O, błogosławiona dusza, której dotykasz tak
mile i czule będąc tak straszny i potężny! Okaż to
światu; lecz nie mów tego światu, bo on nie zna i
nie odczuje Twego podmuchu delikatnego i nie może
Cię przyjąć ani widzieć (J 14, 17). Ci tylko, o
Boże mój i życie moje, ujrzą i odczują Twe czułe
dotknięcie, którzy oddaliwszy się od świata
wyrobili w sobie czułość, gdyż wtedy czułość
przyciąga czułość i tak mogą Cię odczuć i radować
się Tobą. Dotykasz ich tym czulej, że w
wysubtelnionej, wykończonej i oczyszczonej
substancji ich duszy, dalekiej od wszelkich
stworzeń, od wszelkiego obrazu i dotknięcia ich,
przebywasz sam ukryty mając w nich stałe
mieszkanie. I przez to osłaniasz ich również
"osłoną oblicza Twego - którym jest Słowo - od
zamieszek ludzkich" (Ps 30, 21).
18. O, dwakroć zatem i wielokroć miłe
dotknięcie, tym silniejsze i potężniejsze, im
bardziej delikatne! Siłą bowiem twej czułości
wyniszczasz i oddalasz od duszy wszelkie inne
dotknięcia rzeczy stworzonych, a sobie ją
przywłaszczasz i dla siebie wybierasz! A tak i
miły skutek i posmak w niej pozostawiasz, że
wszelkie dotknięcie innych rzeczy, wyższych czy
niższych, wydaje się jej szorstkie i ciężkie, a
sam ich widok jest jej przykry, i zajmowanie się
nimi sprawia jej ból i wielkie udręczenie!
19. Rzecz każda jest tym przestrzenniejsza i
pojemniejsza, im bardziej jest delikatna; i tym
więcej jest rozlewana i udzielająca się, im jest
delikatniejsza i czulsza. Słowo Przedwieczne,
które jest tym dotknięciem dotykającym duszę, jest
nieskończenie subtelne i delikatne, dusza zaś
przez swą delikatność i całkowite oczyszczenie
jest naczyniem przestrzennym i pojemnym.
O, jak więc miłym jest dotknięcie, które tym
pełniej i obficiej wnikasz w moją duszę, im jesteś
subtelniejsze i im czystsza jest ma dusza.
20. Należy również wiedzieć, że tym
subtelniejsze i delikatniejsze jest dotknięcie i
tym więcej przyjemności i rozkoszy udziela, im
samo czulsze jest i łagodniejsze. To boskie
dotknięcie nie ma żadnego ciężaru ani materii,
gdyż Słowo, które je zadaje, jest wolne od
wszelkiej objętości, formy, kształtu i
przypadłości, które ścieśniają i ograniczają
substancję. Tym samym więc to dotknięcie, o którym
tu mowa, będąc substancjalne, tj. będąc
dotknięciem przez samą substancję Bożą, jest
niepojęte! O, czułe dotknięcie Słowa! Nie dotyka
bowiem duszy nic innego, tylko twój
najistotniejszy i najprostszy byt, który, jako byt
nieskończony, nieskończenie jest delikatny i
dlatego tak subtelnie, miłośnie, wzniosie i czule
dotyka,
Co dajesz przedsmak życia
wieczystego!
21. Chociaż jeszcze nie w pełnym stopniu,
jednak rzeczywiście to dotknięcie Boże, o którym
wyżej mówiliśmy daje pewien smak życia wiecznego.
I nie jest to niewiarygodne, jeśli się rozważy, że
to dotknięcie jest dotknięciem substancjalnym, tj.
substancji Boga w substancji duszy, do czego wielu
świętych doszło w tym życiu.
Dlatego niemożliwą jest rzeczą wyrazić tę
delikatność rozkoszy, którą się odczuwa w tym
dotknięciu. Ja też nie chciałbym mówić o tym, aby
nie sądzono mylnie, że tu nie ma nic więcej, tylko
to, co w słowach wyrażam. Nie ma bowiem słów na
objaśnienie tak wzniosłych rzeczy Bożych, jakie
dzieją się w takich duszach i najlepszą mową dla
nich jest rozumieć je dla siebie, odczuwać je dla
siebie, radować się nimi dla siebie i milczeć o
nich. Widzi bowiem dusza, że te rzeczy są w pewnej
mierze jak ów "kamyk - który, według słów św.
Jana, otrzymuje zwycięzca - a na kamyku napisane
imię nowe, którego nie zna nikt, jeno ten, co go
otrzymuje" (Ap 2, 17). Można więc tylko powiedzieć
prawdziwie, że daje smak życia wieczystego.
I chociaż w tym życiu nie kosztuje się go z
taką doskonałością, jak w chwale wiekuistej, to
jednak to dotknięcie, ponieważ jest dotknięciem
Boga, daje przedsmak życia wieczystego. Smakuje
więc tu dusza wszystkich rzeczy Bożych, gdyż się
jej udziela moc, mądrość, miłość, piękno, łaska,
dobroć Boża itd. A ponieważ Bóg jest tym
wszystkim, więc za jednym Jego dotknięciem zaznaje
dusza tego wszystkiego pospołu i raduje się w
swoich władzach i w swej istocie.
22. Z tego dobra duszy rozlewa się czasem i na
ciało namaszczenie Ducha Świętego. Raduje się
wtedy cała istota zmysłowa i wszystkie aż do
szpiku członki, kości, nie tak słabo, jak w
zwykłej radości, lecz z głębokim odczuciem
rozkoszy i chwały, która się rozlewa aż do
najdalszych kończyn rąk i nóg. I odczuwa ciało
taką chwałę w chwale duszy, iż na swój sposób
uwielbia Boga czując w swych kościach to, o czym
mówi Dawid: "Wszystkie kości moje rzekną: Panie,
któż podobien Tobie?" (Ps 34, 10).
Niestety, wszystko, co o tym można powiedzieć
jest zbyt nieudolne. Wystarczy więc wspomnieć, że
tak co do ciała, jak i co do duszy daje ono
"przedsmak życia wieczystego".
I spłacasz hojnie wszystkie
zaległości.
23. Mówi to dusza dlatego, iż w tym smaku życia
wiecznego, którego tu kosztuje, otrzymuje
wynagrodzenie za wszystkie trudy, jakie poniosła,
by dojść do tego stanu. I nie tylko czuje, że
otrzymała zapłatę i należność według
sprawiedliwości, lecz że z tak wielkim nadmiarem
została obdarowaną, iż rozumie teraz dobrze prawdę
(s.749) obietnicy oddania "stokroć za jedno" danej
przez Oblubieńca w Ewangelii (Mt 19, 29). Nie ma
bowiem utrapienia, pokusy, umartwienia czy
jakiegokolwiek innego trudu, jakie poniosła w tej
drodze, któremu by teraz nie odpowiadała stokrotna
pociecha i rozkosz. Słusznie więc może mówić:
spłacasz hojnie wszystkie zaległości!
24. By zrozumieć, jakie są te zaległości i jak
zostały tutaj duszy spłacone, [należy zaznaczyć],
że zwykłym biegiem rzeczy żadna dusza nie może
dojść do tego wzniosłego stanu i królestwa
zaręczyn duchowych, jeśli nie przejdzie najpierw
przez wiele utrapień i trudów. Mówią bowiem
Dzieje Apostolskie: "Poprzez wiele utrapień trzeba
nam wejść do Królestwa Bożego" (14, 21). Trudy te
zostają w tym stanie nagrodzone, bo odtąd już,
będąc oczyszczona, dusza nie cierpi.
25. Trudy zaś, jakie ponoszą ci, którzy pragną
dojść do tego stanu, są potrójne: utrapienia,
smutki, lęki i pokusy ze strony świata i to na
wiele sposobów; pokusy, oschłości i utrapienia od
części zmysłowej; wreszcie udręki, mroki,
przykrości, osamotnienia, pokusy i inne utrapienia
od części duchowej, wszystko po to, aby w ten
sposób oczyściła się dusza w części duchowej i
zmysłowej, jak to już powiedzieliśmy w objaśnieniu
czwartego wiersza pierwszej strofy.
Przyczyną zaś, dla której wspomniane utrapienia
są niezbędne, aby dojść do tego stanu, jest to, że
jak szlachetny napój umieszcza się tylko w
silnych, przygotowanych i oczyszczonych
naczyniach, tak również to najwyższe zjednoczenie
może nastąpić tylko w duszy umocnionej trudami i
pokusami oraz oczyszczonej przez udręki, ciemności
i przykrości. Przez pierwsze bowiem oczyszcza się
i umacnia część zmysłowa, a przez drugie
uszlachetnia się, oczyszcza i przygotowuje sam
duch.
Jak bowiem dla zjednoczenia z Bogiem w wiecznej
chwale dusze niedostatecznie czyste przechodzą
pizez męki ognia na tamtym świecie, tak dla
zjednoczenia się w doskonałości w tym życiu muszą
przejść przez ogień wspomnianych utrapień. Ogień
ten jednych silniej, drugich słabiej pali, u
jednych przez czas dłuższy, u drugich krótszy,
stosownie do stopnia zjednoczenia, do którego ich
Bóg chce podnieść i odpowiednio do tego, ile w
nich pozostaje niedoskonałości do oczyszczenia.
26. Przez te utrapienia, którymi Bóg doświadcza
duszę i zmysły, postępuje ona zdobywając cnoty,
siłę i doskonałość wśród goryczy, gdyż "moc w
słabości się doskonali" (2 Kor 12, 9) i przez
szkołę cierpień dochodzi do całkowitego
wyrobienia. Nie może bowiem żelazo być podatne dla
celów artysty, jeżeli nie było w ogniu i pod
młotem. Jeremiasz mówi, że go ten ogień
ukształtował: "Z wysoka spuścił ogień na kości
moje i wyćwiczył mię" (Lm 1, 13). Również o młocie
mówi tenże Jeremiasz: "Ukarałeś mię, Panie i
wyćwiczony zostałem" (31, 18). Dlatego też mówi
Eklezjastyk: "Kto nie jest kuszony, cóż wie? Kto
nie jest doświadczony, mało wie" (Syr 34, 9 i 11).
27. Trzeba się nam zastanowić, jaka jest
przyczyna, że tak mała jest liczba tych, którzy
dochodzą do tego wysokiego stopnia doskonałości
zjednoczenia z Bogiem? Czyżby dlatego, że Bóg
chce, by tak mało było tych dusz wzniosłych?
Bynajmniej: Bóg chce, by wszyscy byli doskonałymi.
Mało jednak znajduje naczyń, które by mogły znieść
tak wzniosłe działanie. Gdy bowiem doświadcza je w
małych rzeczach, okazują się słabymi, wnet
uciekają od pracy, nie chcą znieść najmniejszej
przykrości czy zmartwienia. A gdyby w tych małych
rzeczach, przez które zaczynał je Bóg podnosić i
zaznaczać pierwsze rysy doskonałości, nie znalazł
w nich męstwa ani wierności, wie dobrze, że tym
mniej wierne będą w wielkich i dlatego nie
postępuje już dalej w oczyszczaniu ich i
podnoszeniu z prochu ziemskiego przez wysiłek
umartwienia, gdyż do tego potrzebna była większa
stałość i męstwo, niż one okazały.
Tak więc jest wielu, którzy pragną postępować
naprzód i z wielką usilnością proszą Boga, by ich
pociągał i prowadził do tego stanu doskonałości, a
gdy Bóg zaczyna podnosić ich przez pierwsze
niezbędne trudy i umartwienia, nie chcą ich
przyjmować, chronią swe ciało, uchodząc z wąskiej
drogi życia (Mt 7, 14), a. szukając ku własnej
zgubie szerokich gościńców (tamże, 7, 13) pociech.
Więc gdy im Bóg zaczyna dawać to, o co Go prosili,
nie chcą tego przyjąć. I dlatego pozostają
naczyniami bezużytecznymi (por. tamże, 6, 15),
ponieważ pragnąc dojść do stanu doskonałości, nie
tylko nie chcieli podążać drogą trudów, lecz nie
chcieli nawet wejść na nią przez przyjęcie tego,
co było mniejsze, tj. codziennych przykrości.
Można tym wszystkim odpowiedzieć słowami
Jeremiasza: "Jeśli z pieszymi biegnąc zmęczyłeś
się, jakże będziesz mógł iść z końmi w zawody? A
gdy w ziemi pokoju byłeś bezpieczny, cóż uczynisz
z przepychu Jordanu?" (12, 5). Czyli innymi słowy:
Jeżeli wśród trudów, jakie zwykłym biegiem rzeczy
zdarzają się wszystkim ludziom, już stawiałeś mały
krok i w nim czułeś wiele zmęczenia, jakżeż
będziesz mógł biec, by się zrównać z biegiem
konia, co już nie jest zwykłym trudem i do czego
trzeba większych, niż człowiecze, sił i szybkości?
I gdy nie chciałeś porzucić pokoju i upodobań
ziemskich, tj. twej zmysłowości, nie chcąc walczyć
z nią ani się jej sprzeciwiać choć trochę, jakżeż
będziesz śmiał wejść we wzburzone wody głębokich
utrapień i cierpień duchowych?
28. O dusze, które chcecie chodzić pełne
spokoju i pociechy w rzeczach duchowych, gdybyście
wiedziały, ile wam trzeba znieść cierpień, aby
dojść do tej pewności i pociechy! Gdybyście
zważyły, że bez cierpienia nie tylko nie możecie
się wznieść tam, gdzie pragniecie, raczej
zawróciłybyście z drogi, nie szukając już żadnej
pociechy ani od Boga, ani od stworzeń.
Dźwigałybyście swój krzyż i przybite do niego
pragnęłybyście pić samą żółć i ocet (J 19, 29; Mt
27, 34), i to poczytywałybyście sobie za wielkie
szczęście! Żyjąc bowiem jak umarłe dla świata i
dla siebie samych, żyłybyście w rozkoszach ducha
dla Boga. A znosząc z cierpliwością i wiernością
tę odrobinę trudów zewnętrznych, zasłużyłybyście
sobie, by Bóg zatrzymał na was swe oczy,
oczyszczając was i udoskonalając przez wewnętrzne
cierpienia duchowe, aby tym głębiej wlać wam w
dusze swe dary.
Wiele bowiem usług muszą spełnić dla Boga,
wiele cierpliwości i stałości Mu okazać i być Mu
bardzo przyjemnymi w swym życiu i czynach ci,
którym On wyświadcza tę szczególną łaskę, że ich
na ciężkie wystawia próby, by ich potem tym wyżej
podnieść przez dary i zasługi. Takim był Tobiasz,
któremu powiedział archanioł Rafał, iż ponieważ
był przyjemny Bogu, uczynił mu Bóg tę łaskę, iż
zesłał na niego pokusę, by go doświadczyć i tym
wyżej podnieść (12, 13). I rzeczywiście, dalsze
jego życie po tym doświadczeniu, jak mówi Pismo
święte (14, 4), było pełne radości. To samo widać
na przykładzie Joba, któremu Bóg, po uznaniu jego
postępowania wobec dobrych i złych duchów, dał
zaraz tę łaskę, że zesłał mu owe wielkie
cierpienia, by go potem tym więcej uwielmożnić,
pomnażając jego dobra doczesne i duchowe (rr. 1-2
i 42, 12).
29. Tak samo postępuje Bóg z tymi, których chce
obarzyć szczególną chwałą. Zsyła im pokusy i
pozwala, by ich doświadczały, aby ich potem
podnieść tak wysoko, jak tylko można, tj. do
samego zjednoczenia z mądrością boską, która, jak
mówi Dawid, jest "srebrem w ogniu doświadczonym,
wypróbowanym w ziemi" (Ps 11, 7), tzn. w ziemi
naszego ciała i przeczyszczonym siedemkroć, czyli
w najwyższym stopniu. Lecz nie będziemy się już
więcej zatrzymywać tutaj, by objaśniać owe siedem
oczyszczeń, wiodących do tej mądrości, jakie jest
każde z nich i jak im odpowiada siedem stopni
miłości. Mądrość ta jest jeszcze w tym życiu dla
duszy, choćby najściślej z nią zjednoczonej, jak
srebro, o którym mówi Dawid i dopiero w przyszłym
życiu zamieni się jej w złoto.
30. Jest więc niezbędne, by dusza była bardzo
cierpliwa i wytrwała w tych wszystkich
wewnętrznych i zewnętrznych, cielesnych i
duchowych, większych i mniejszych udrękach i
trudach, które jej Bóg zsyła, przyjmując wszystko
z Jego ręki dla swego dobra i korzyści i nie
uciekając od nich, gdyż są one dla niej zbawienne.
Powinna iść za radą Mędrca mówiącego: "Jeśli duch
panującego uniesie się przeciw tobie, nie
opuszczaj miejsca twego - tj. miejsca twego
doświadczenia, którym jest to udręczenie, jakie ci
zsyła - albowiem leczenie uczyni, że ustaną
grzechy wielkie" (Koh 10, 4), tzn. zostaną wycięte
korzenie twych grzechów i niedoskonałości, czyli
złe skłonności. Zmagania się bowiem duszy wśród
trudów i przykrości, i pokus wyniszczają złe i
niedoskonałe skłonności duszy, oczyszczają ją i
umacniają. Dlatego dusza powinna to uważać za
wielkie dobrodziejstwo, gdy jej Bóg zsyła
utrapienia wewnętrzne i zewnętrzne pamiętając, że
[bardzo] mało jest tych, którzy zasługują na
dojście przez cierpienie do doskonałości i
znoszenie wszystkiego w celu osiągnięcia tak
wysokiego stanu.
31. Wróćmy teraz do dalszego objaśnienia.
Poznaje więc dusza w tym stanie, że wszystko
obróciło się jej na dobro i że już sicut tenebrae
ejus, ita et lumen ejus; "jak ciemność jej, tak i
światłość jej" (Ps 138, 12) i jak była
uczestniczką udręk, tak teraz jest uczestniczką
pocieszenia i królestwa (2 Kor l, 7). Wszystkie
cierpienia wewnętrzne i zewnętrzne zostały jej tak
sowicie nagrodzone dobrodziejstwami Bożymi dla
duszy i dla ciała, że nie było przykrości, której
by teraz nie odpowiadała wielka nagroda. Wyznaje
więc, jak szczodrze została wynagrodzona, mówiąc:
i wszelki dług spłaca. Dziękuje Bogu w tym
wierszu, jak Mu dziękował również Dawid za
wyrwanie go z cierpień, gdy wołał w psalmie: "Jak
wiele złych ucisków ukazałeś mi, ale znowu
ożywiłeś mię i z przepaści ziemskich znowu mię
wywiodłeś; rozmnożyłeś wielmożność Twoją i znowu
mnie pocieszyłeś" (Ps 70, 20-21).
Tak więc ta dusza, która, zanim przyszła do
tego stanu, była jak Mardocheusz siedzący u bram
pałacu i płaczący po ulicach Suzy nad
niebezpieczeństwem zagrażającym jego życiu,
odziany w wór, nie chcący przyjąć szat od królowej
Estery, nie nagrodzony za usługi, jakie oddał
królowi i za wierność z jaką bronił jego czci i
życia, teraz w jednym dniu, podobnie jak tenże
Mardocheusz, otrzymuje zapłatę za wszystkie swe
trudy i usługi. Nie tylko ją wprowadzają do
wnętrza pałacu, by przed obliczem króla została
okryta szatami królewskimi, lecz także otrzymuje
koronę, berło, oznaki i pierścień królewski, aby
wszystko według swej woli mogła czynić w
królestwie swego Oblubieńca (por. Est rr. 4-8). Ci
bowiem, którzy są już w tym stanie, otrzymują
wszystko, czego pragną. W ten sposób nie tylko
została wynagrodzona, lecz również zostali
pozbawieni życia żydzi, jej wrogowie, którymi są
niedoskonałe pożądania, usiłujące pobawić ją tego
życia duchowego, jakim obecnie żyje wraz ze swymi
władzami i pożądaniami. Dlatego mówi zaraz:
Przez śmierć wprowadzasz do życia
pełności.
32. Śmierć nie jest niczym innym, jak tylko
pozbawieniem życia. Gdy przychodzi życie, nie ma
śladu śmierci. W pojęciu duchowym istnieją dwa
rodzaje życia. Pierwszy, to życie w wiecznej
szczęśliwości, polegające na oglądaniu Boga. To
życie osiąga się dopiero przez śmierć naturalną,
jak to mówi św. Paweł: "Wiemy bowiem, że gdy
przybytek tego ziemskiego domu naszego się
rozsypie, mamy przybytek Boga... w niebiesiech" (2
Kor 5,1). Drugi, to doskonałe życie duchowe
polegające na posiadaniu Boga w zjednoczeniu przez
miłość. To życie osiąga się przez całkowite
umartwienie wszystkich wad, pożądań i swej własnej
natury. Zanim to nastąpi, nie można dojść do
pełności tego życia duchowego, do zjednoczenia się
z Bogiem, jak to również wskazuje Apostoł w
słowach: "Jeśli bowiem według ciała żyć będziecie,
pomrzecie, ale jeśli duchem sprawy ciała
umartwicie, żyć będziecie" (Rz 8, 13).
33. Stąd więc śmiercią, o której mówi tu dusza,
jest stary człowiek, czyli używanie władz:
pamięci, rozumu i woli, zajętych i oddanych
rzeczom światowym, pożądaniom i upodobaniom w
stworzeniach. Wszystko to bowiem jest objawem
życia starego, które jest śmiercią dla życia
nowego, czyli duchowego. I tym nowym życiem nie
może dusza żyć całkowicie, jeżeli również
całkowicie nie umrze stary człowiek. Upomina
bowiem Apostoł, "by się wyzuć ze starego
człowieka... a przyoblec się w nowego, który wedle
Boga stworzony jest, w sprawiedliwości i świętości
prawdy" (Ef 4, 22 i 24). W tym życiu nowym, o
którym tu mówimy, czyli w tej doskonałości
zjednoczenia z Bogiem, wszystkie pożądania i
władze duszy, stosownie do swych skłonności i
czynności, które same ze siebie były czynnościami
śmierci i pozbawieniem życia duchowego, teraz
zamieniają się w boskie.
34. Ponieważ zaś, jak mówią uczeni, każda
żyjąca istota żyje przez swe działanie, więc dusza
mając swe działanie w Bogu przez zjednoczenie się
z Nim, żyje życiem Boga. Tak więc jej śmierć
zamieniła się w życie, tj. życie zwierzęce
zamieniło się w niej w życie duchowe.
Rozum bowiem, który przed tym zjednoczeniem
poznawał w sposób naturalny, siłą i energią swego
światła naturalnego oraz zmysłów naturalnych,
teraz już zostawia zmysły na uboczu, gdyż jest
kierowany i oświecany przez inny, wyższy
pierwiastek nadprzyrodzonego światła Bożego. I tak
zamieniła się dusza w boską, bo przez to
zjednoczenie rozum jej i Boży stanowią jedność.
Również i wola, która przedtem kochała miłością
przyziemną i martwą, samym tylko afektem
naturalnym, teraz już zamieniła się w życie Bożej
miłości, gdyż kocha w sposób wyższy afektem Bożym,
kierowana mocą i wpływem Ducha Świętego, w którym
żyje życiem miłości. Przez to zjednoczenie bowiem
wola Jego i wola duszy stanowią [już] jedną wolę.
Pamięć, która w sposób naturalny przyjmowała
tylko kształty i wyobrażenia rzeczy stworzonych,
jest przemieniona przez to zjednoczenie, żeby
"lata wieczne miała w pamięci", jak mówi Dawid (Ps
76, 6).
Pożądanie naturalne, które miało tylko zdolność
i siły do kosztowania smaku stworzeń powodujących
śmierć, teraz jest przemienione w upodobanie i
smak Boży, rządzone już i zaspokajane przez inny
pierwiastek, w którym pełniej się ożywia, tj.
przez rozkosz Bożą; a ponieważ jest ono z nią
złączone, więc staje się pożądaniem Bożym.
Wszystkie wreszcie poruszenia, czynności i
skłonności, które przedtem dusza czerpała z
pierwiastka i sił swego życia naturalnego, teraz,
w tym zjednoczeniu są przemienione w poruszenia
Boże, umarłe dla swej naturalnej działalności i
skłonności, a żyjące w Bogu. Dusza bowiem, jako
już prawdziwa córka Boga, we wszystkim jest
prowadzona przez Ducha Bożego, jak naucza św.
Paweł, mówiąc: "Który chkolwiek bowiem ożywia Duch
Boży, są synami Bożymi" (Rz 8, 14).
Tak więc, stosownie do tego, cośmy powiedzieli,
rozum tej duszy jest rozumem Bożym, jej wola jest
wolą Bożą, jej pamięć jest wieczystą pamięcią Bożą
i jej rozkosz jest rozkoszą Bożą. Substancja tej
duszy nie jest wprawdzie substancją Boga, gdyż
dusza nie może substancjalnie przemienić się w
Niego, jednak będąc z Nim tak ściśle jak tutaj
złączona i tak pochłonięta przez Niego, jest
Bogiem przez uczestnictwo w Bogu. Przeżywa się to
wszystko w tym doskonałym stanie życia duchowego,
chociaż nie tak doskonale jak w życiu przyszłym. W
ten sposób dusza umarła dla wszystkiego, czym była
sama w sobie i co było śmiercią dla niej, a żyje
tym, czym jest Bóg sam w sobie.
Dlatego też, rozważając to, mówi słusznie w
wierszu: Przez śmierć wprowadzasz do życia
pełności. I może tu słusznie powiedzieć o sobie te
słowa św. Pawła: "Żyję ja, już nie ja, ale żyje we
mnie Chrystus" (Ga 2,20). Tak zupełnie zamieniła
się śmierć tej duszy w życie Boże, że sprawdza się
w niej również to powiedzenie Apostoła: Absorbta
est mors in victoria; "Pochłonęła śmierć
zwycięstwo" (1 Kor 15,54) oraz to, co mówi w
imieniu Boga prorok Ozeasz: "O śmierci, będę
śmiercią twoją" (13, 14), tzn. ja, który jestem
życiem, stałem się śmiercią dla śmierci i śmierć
została pochłonięta przez życie.
35. W ten sposób dusza zatopiona jest w życiu
Bożym, daleka od wszelkiego pożądania doczesnego i
naturalnego i od wszystkiego, co światowe i
doczesne, bo wprowadzona została do pokojów
królewskich, gdzie się raduje i weseli Umiłowanym
swoim, "wspominając piersi Jego więcej niż wino",
i mówiąc: "Czarna jestem, ale piękna, córki
jerozolimskie" (Pnp 1,3-4), gdyż moja czerń
naturalna zamieniła się w piękno Króla niebios.
36. W tym stanie życia tak doskonałego czuje
się dusza wewnątrz i zewnątrz jakby wśród ciągłych
dni świątecznych i nieustannie napawa się jej duch
jednym ogromnym rozradowaniem w Bogu, jakby
pieśnią nową, zawsze nową, nabrzmiałą weselem i
miłością w poznaniu swego szczęśliwego stanu.
Czasami, pełna rozkoszy i szczęścia, powtarza w
duchu te słowa Joba: "Sława moja zawsze się
odnawiać będzie, a jak palma rozmnożę dni moje"
(29, 20 i 18). Znaczy to, że Bóg, który będąc
zawsze ten sam, odnawia wszystkie rzeczy, jak mówi
Mędrzec (Mdr 7, 27), gdy już jest zawsze ze mną w
mej chwale, zawsze będzie odnawiał tę moją chwałę
i nie pozwoli jej (s.756) utracić świeżości, jak
to przedtem bywało. I rozmnożę dni moje, tj. moje
zasługi, aż do nieba, jak palma podnosząca tam
swoje gałązki.
Zasługi bowiem duszy przebywającej w tym stanie
są zazwyczaj ogromne, tak co do liczby, jak i co
do jakości. Więc chodzi ona śpiewając Bogu w swym
duchu dnia każdego to, co śpiewał Dawid w psalmie
zaczynającym się od słów: Exaltabo te, Domine,
quoniam suscepisti me, a zwłaszcza to, co się
zawiera w dwóch ostatnich wierszach: Convertisti
planctum meum in gaudium mihi etc., conscidisti
saccum meum, et circumdedisti me laetitia...;
"Wysławiać Cię będę, Panie, żeś mię przyjął...
Odmieniłeś mi płacz mój w wesele, zdarłeś wór mój,
a oblokłeś mię w wesele, aby Tobie śpiewała chwała
moja i bym się nie smucił. Panie, Boże mój, na
wieki wysławiać Cię będę" (Ps 29, 2 i 12-13).
Nie należy się dziwić, że tak często chodzi
dusza w tym uszczęśliwieniu, rozradowaniu,
używaniu i uwielbieniu Boga, bo oprócz poznania
otrzymanych łask, czuje również, jak Bóg zabiega,
by ją pieścić drogimi, czułymi i miłością
tchnącymi słowy i wynosić ją przez coraz to nowe
łaski; wydaje się jej, że nie ma On drugiej duszy
na świecie, by się nią z czułością zajmować, ani
żadnego innego zajęcia, jak tylko oddawać się jej
samej. Daje to poznać mówiąc jak oblubienica z
Pieśni nad pieśniami: Dilectus meus mihi, et ego
illi; "Miły mój dla mnie, a ja dla Niego" (2,
16). |