Żywy płomień miłości
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
STROFA PIERWSZA
O żywy płomieniu miłości, Jak czule rani
siła żaru twego Środka mej duszy najgłębsze
istności! Bo nie masz w sobie już bólu
żadnego! Skończ już! - jeśli to zgodne z twym
pragnieniem! Zerwij zasłonę tym słodkim
zderzeniem!
OBJAŚNIENIE
1. W boskim zjednoczeniu dusza czuje się cała
rozpalona i wszystko wnętrze swoje ma zanurzone w
chwale i miłości, tak iż głębię jej istoty
zalewają strumienie chwały przepełniając ją
rozkoszą i odczuwa, że "z żywota jej płyną rzeki
wody żywej", o których mówił Syn Boży (J 7, 38). A
ponieważ tak dogłębnie jest przemieniona w Boga,
tak całkowicie przez Niego owładnięta i tak
nieprzebranymi bogactwami darów i cnót obsypana,
zdaje się jej, że już tak blisko jest szczęścia
wiecznego, iż dzieli ją od niego tylko delikatna
zasłona.
Spostrzega również, że ten słodki płomień
miłości w niej gorejący, ilekroć ją ogarnia,
napełnia ją pełną słodyczy i mocy chwałą, tak iż
za każdym razem, gdy ją trawi i pochłania, doznaje
wrażenia, iż przynosi jej życie wieczne i zrywa
już zasłonę życia śmiertelnego. A czując, że
chociaż bardzo mało do tego brakuje, to jednak
przez tę odrobinę nie może jeszcze osiągnąć
istotnie chwały wiecznej, z wielkim upragnieniem
prosi, by ten płomień, którym jest Duch Święty,
przerwał jej życie śmiertelne przez to słodkie
spotkanie, w jakim dopełni już całkowicie tego, co
zdaje się jej dawać za każdym spotkaniem, tj.
uszczęśliwi ją zupełnie i w doskonały sposób. Woła
więc:
O żywy płomieniu miłości!
2. By uwydatnić uczucia i siłę, z jaką mówi w
tych czterech strofach, używa w nich dusza
wykrzykników: "o" i "jak", które oznaczają nadmiar
uczuć. Wyraża przez to za każdym razem swe uczucia
o wiele głębiej, niżby to innymi słowami potrafiła
uczynić. To o służy jej do wyrażenia wielkich
pragnień i do przedstawienia wielkich próśb. I dla
osiągnięcia obydwóch tych celów używa ich dusza w
tej pieśni; usilnie bowiem przedstawia w niej swe
wielkie pragnienie, starając się nakłonić miłość,
by ją uwolniła już z więzów.
3. Tym płomieniem miłości jest duch jej
Oblubieńca, tj. Duch Święty. Czuje Go dusza w
sobie nie tylko jako ogień, który ją ogarnął i
przemienił w słodką miłość, lecz również jako
ogień, który nadto płonie w niej samej i czyni ją
płomieniem, jak sama mówi. Płomień ten za każdym
swym wybuchem zanurza duszę w chwale i orzeźwia ją
obfitością życia Bożego.
I na tym właśnie polega działanie Ducha
Świętego w duszy przemienionej w miłość, że jej
akty, które wzbudza wewnętrznie, rozpłomieniają ją
i są żagwiami miłości. W tej miłości zjednoczona
wola duszy kocha w najwyższym stopniu stawszy się
jedną miłością z tym płomieniem.
Dlatego te akty miłości są wprost bezcenne i
przez jeden z nich dusza więcej zasługuje i
większej nabywa wartości, niżby to mogła osiągnąć
pracą całego życia, choćby największą, lecz bez
tego przeobrażenia.
Różnica, jaka zachodzi między stanem trwałym a
poszczególnym aktem, zachodzi również pomiędzy
przemianą w miłość a płomieniem miłości; jest ona
tu bowiem taka sama, jak między drzewem zapalonym
a jego płomieniem, gdyż płomień jest skutkiem
ognia jarzącego się w drzewie.
4. Możemy więc powiedzieć o duszy będącej w
stanie przeobrażenią w miłość, że jej zwykły stan
podobny jest do sytuacji drzewa, które ustawicznie
spala ogień; aktami zaś tej duszy jest płomień
rodzący się z ognia miłości, tym większy, im
silniejszy jest ogień zjednoczenia. W tym
płomieniu łączą się i wznoszą akty woli, porywane
i pochłonięte przez żar Ducha Świętego; ma to
podobieństwo z aniołem, który wzniósł się do Boga
w płomieniach ofiary Manuego (Sdz 13, 20).
Dlatego dusza w tym stanie nie może wykonywać
owych aktów, jeśli Duch Święty nie wykonuje ich
wszystkich i nie pobudza jej do nich. Wskutek tego
wszystkie jej czynności są boskie, jako że jest
pobudzona i działa pod wpływem Boga.
Stąd, ilekroć ten płomień gorzeje i napełnia ją
miłością pełną słodyczy i boskiego orzeźwienia,
wydaje się duszy, że daje jej życie wieczne, gdyż
podnosi ją do Bożego działania w samym Bogu.
5. Taki jest sposób wyrażania się, jakiego Bóg
używa w rozmowie z duszami oczyszczonymi, świętymi
i pełnymi ognia, jak to wyraził Dawid: "Rozpalone
jest w ogniu słowo Twoje" (Ps 118, 140); również
prorok: "Czyż moje słowa nie są jak ogień" (Jr 23,
29). Słowa te, jak sam Chrystus powiedział przez
św. Jana, "są duchem i życiem" (J 6, 64), a czują
je dusze czyste i miłujące, które mają uszy ku
słuchaniu. Dusze zaś, które szukają zadowolenia w
innych przedmiotach, a nie mają świętych upodobań,
nie mogą zakosztować ich ducha i życia i raczej
sprawiają im one niesmak.
Dlatego też im wznioślejsze słowa mówił Syn
Boży, tym większy czuli niektórzy niesmak, a to z
powodu swej przyziemności, jak to było przy
zapowiedzi słodkiej i miłosnej prawdy o
Najświętszej Eucharystii; wtedy bowiem "wielu
odeszło od Jezusa" (76, 60-61. 67).
6. Lecz jeśli ludzie tego pokroju nie smakują w
słodyczy słów Bożych wypowiadanych w głębi duszy,
nie należy sądzić, że ludzie inni również w nich
nie smakują; bo jak wspomniana scena z Ewangelii
wskazuje, św. Piotr odczuł ten nadziemski smak i
rzekł do Chrystusa: "Panie, do kogóż pójdziemy! Ty
masz słowa żywota wiecznego" (J 6, 29).
Samarytanka również zapomniała o wodzie i dzbanie
dla słodyczy słów Bożych (J 4, 28).
Gdy więc dusza jest blisko Boga, cała
przeobrażona w płomień miłości, w którym się jej
udziela Ojciec, Syn i Duch Święty, czyż
nieprawdopodobnym będzie powiedzenie, że już
smakuje nieco życia wiecznego, chociaż jeszcze
niedoskonale, gdyż nie pozwala na to życie
ziemskie? Tak wzniosła jest rozkosz wskutek tego
ognia, jak w niej rozpala Duch Święty, że daje jej
smak tego, co zawiera w sobie życie wieczne i
dlatego nazywa ona ten płomień żywym; nie znaczy
to, że nie był on zawsze żywym, lecz że działa w
niej tak, iż ona żyje duchowo w Bogu i odczuwa
życie Boże, jak to wyraża Dawid: "Serce moje i
ciało moje uweseliły się do Boga żywego" (Ps 83,
3). Nie było tu konieczne wyrażenie "żywy", gdyż
Bóg zawsze takim jest, lecz użył go psalmista
dlatego, by dać zrozumieć, że duch i uczucie żywo
odczuwały Boga poruszane w Bogu. I to znaczy
weselić się do "Boga żywego", czyli do życia
Bożego i życia wiecznego. Dlatego Dawid mówi "Bóg
żywy", bo żywo Go odczuwał; chociaż jeszcze nie
doskonale, lecz jakby w przebłysku życia
wiecznego.
Tu więc, w tym płomieniu, dusza żywo odczuwa
Boga, podoba sobie w Nim z takim smakiem i
słodyczą, iż woła:
O żywy płomieniu miłości, Jak
czule rani siłą żaru twego,
7. to znaczy: jak słodko dotykasz [mię] swym
żarem. Jest bowiem ten płomień płomieniem życia
Bożego; rani słodyczą tego życia w takim stopniu i
tak dogłębnie, że dusza rozpływa się w miłości. I
dzieje się z nią to samo, co z oblubienicą z
Pieśni nad pieśniami, którą tak owładnęły uczucia
miłości, iż się rozpływała; mówi bowiem: "Dusza
moja rozpłynęła się, gdy mówił Oblubieniec" (5,
6). Bo takie są w duszy skutki słów Bożych.
8. Lecz dlaczego tu mówi, że ją rani, skoro w
duszy nie ma już nic do zranienia, gdyż cała jest
już wypalona w ogniu miłości?
Jest rzeczą zdumiewającą, że miłość nigdy nie
spoczywa, lecz zawsze działa i jak ogień rozrzuca
iskry na wszystkie strony. I ta właśnie miłość,
której zadaniem jest ranić, by tym więcej
rozmiłować i sprawić rozkosz, będąc w tej duszy
jednym żywym płomieniem, zadaje jej rany swymi
delikatnymi płomykami najczulszego kochania.
Radosna i szczęśliwa, w najrozmaitszy sposób
wyraża i objawia swoją miłość, podobnie jak
Aswerus swej oblubienicy Esterze w pałacu w czasie
uczty (Est 2, 17 nn). Miłość ta ukazuje duszy swe
wdzięki, odsłania przed nią swoje bogactwa i
chwałę swej wielkości i spełnia się w duszy to, co
mówi Księga Przypowieści: "Rozkoszowałam się na
każdy dzień, igrając przed Nim w każdy czas,
igrając na okręgu ziemi, a rozkoszami moimi być z
synami człowieczymi" (8, 30-31), tj. obdarzać ich
nimi. Dlatego te rany, będące objawami miłości,
jak płomyki delikatnych dotknięć wychodzące z
ogniska miłości, która nigdy nie spoczywa, wnikają
ustawicznie w duszę; i dlatego mówi ona, że
dotykają i ranią
Środka mej duszy najgłębsze
istności!
9. W samej bowiem istocie duszy, dokąd ani
szatan, ani świat, ani żaden zmysł sięgnąć nie
zdoła, odbywa się to święto Ducha Świętego. I
dlatego jest ono tym bezpieczniejsze, istotniejsze
i rozkoszniejsze, im jest głębsze, gdyż im jest
głębsze, tym jest czystsze, a im jest czystsze, z
tym większą obfitością, tym częściej i całkowiciej
Bóg się udziela. Duch i dusza odczuwa tym większą
rozkosz i radość, że spełnia tu wszystko sam Bóg,
podczas gdy dusza niczego nie czyni ze swej
strony. Chociaż bowiem dusza nic nie może czynić
sama bez pomocy zmysłów cielesnych, to jednak
teraz, będąc w wysokim stopniu wyzwolona i daleka
od nich, ma tylko jedno zadanie: przyjmować
wszystko od Boga, który sam jeden może bez pomocy
zmysłów poruszać głębię duszy i w niej działać.
Dlatego też wszystkie poruszenia takiej duszy są
boskie i chociaż nie są jej własnością, należą
jednak do niej, Bóg bowiem wywołuje je w niej z
nią razem, gdyż ona daje swą wolę i zgodę.
Mówiąc, że otrzymuje rany w najgłębszym środku
istności swej duszy, głosi tym samym, że istnieją
w niej i inne środki, nie tak głębokie, należy się
więc temu bliżej przyjrzeć.
10. Należy najpierw wiedzieć, że dusza jako
duch, nie ma ani długości, ani szerokości, ani
wysokości lub jakiejś mniejszej lub większej głębi
w swej istocie, tak jak je mają ciała posiadające
wymiary. Tym samym nie ma w niej części ani
żadnego różniącego się "zewnątrz" i "wewnątrz",
jest bowiem jednolita i nie ma żadnego centrum
głębi, a tym mniej głębokości wymierniej. I nie
może być bardziej oświecona w jednej niż w drugiej
części, jak ciała fizyczne, lecz cała jest
jednakowo - bardziej lub mniej - jasna, podobnie
jak powietrze, które całe jest jednakowo mniej lub
bardziej prześwietlone.
11. Najgłębszym środkiem jakiejś rzeczy jest
to, do czego najbardziej ciąży jej byt,
skłonności, siła działania i ruchu, z czego nie
może już wyjść; podobnie jak ogień czy skała,
które mają naturalną dążność czy siłę ciążenia do
osiągnięcia swojej sfery, od jakiej nie mogą się
odchylić ani przestać w niej istnieć, chyba na
wskutek jakiegoś gwałtownego przeciwdziałania.
Według tego określenia mówimy, że np. kamień,
gdy jest w ziemi, choćby nie był w najgłębszym jej
punkcie, znajduje się - w pewien sposób - w swym
ośrodku, gdyż jest w obrębie swego właściwego
dążenia. Lecz nie mówimy jeszcze, że jest już w
najgłębszym ośrodku swego dążenia, jakim jest sam
środek ziemi; zawsze jeszcze ma siłę i skłonności
spadania i dążenia do tego ostatecznego centrum,
jeśli się usunie przed nim przeszkody. Gdy zaś
dojdzie już do takiego miejsca, gdzie nie ma
więcej siły ni skłonności do dalszego ruchu,
mówimy, że jest w najgłębszym swym środku.
12. Środkiem duszy jest Bóg, i gdy ona dojdzie
do Niego według wszelkich możliwości swej istoty i
według siły swych działań i skłonności, wówczas
osiągnie ostateczny i najgłębszy swój środek,
Boga. Nastąpi to wtedy, gdy wszystkimi siłami
swymi pozna, ukocha i posiądzie Boga. Jeśli zaś
nie doszła jeszcze do tego stopnia, jak bywa w
życiu ziemskim, kiedy jeszcze nie można osiągnąć
Boga podług wszystkich sił swoich, to chociaż jest
w swym środku, czyli w Bogu przez łaskę i Jego
udzielanie się jej, to jednak czując jeszcze siły
i pociąg do dalszego dążenia, nie jest zadowolona.
Jest wprawdzie w swym środku, lecz nie
najgłębszym, więc może jeszcze dążyć dalej, ku
największej głębokości Boga.
13. Należy zaznaczyć, że miłość jest
skłonnością duszy, władzą i siłą pociągającą do
Boga, gdyż przez miłość łączy się dusza z Bogiem.
Im więcej zatem będzie miała dusza miłości, tym
głębiej wejdzie w Boga, tym ściślej z Nim się
zjednoczy. Dlatego możemy powiedzieć, że ile
stopni miłości mieć może dusza, tyle może mieć
również swych środków w Bogu, jeden głębszy od
drugiego. Większa bowiem miłość ściślej łączy z
Bogiem. W ten sposób możemy zrozumieć to, co mówił
Syn Boży, że "w domu Jego Ojca mieszkań jest wiele
(J 14, 2).
Według tego zatem, cośmy powiedzieli, ażeby
dusza mogła być w swoim środku, którym jest Bóg,
wystarczy, by miała przynajmniej jeden stopień
miłości, gdyż przez ten jeden łączy się z Nim
przez łaskę. Gdy będzie miała dwa stopnie, złączy
się i zjednoczy z Bogiem w drugim, głębszym
środku. Gdy przyjdzie do trzech, złączy się w
środku trzecim. A gdy dojdzie do ostatniego
stopnia, zrani ją miłość Boża aż do ostatniego i
najgłębszego środka, a tym samym przemieni ją i
rozpromieni podług jej całej istoty, władz i sił w
takim stopniu, w jakim tylko zdolna jest to
przyjąć, i sprawi, że upodobni się całkowicie do
Boga. Dzieje się tu bowiem podobnie jak z czystym
i przejrzystym kryształem, poddanym działaniu
promieni słonecznych. Im więcej światła otrzymuje
on, tym więcej go w sobie skupia i tym jaśniejszy
błyszczy z powodu obfitości światła; i może dojść
do tego, że sam będzie wydawał się światłem i nie
odróżni się go od światła, gdyż będzie
promieniował całą obfitością światła, jakie
otrzymał, czyli upodobni się do niego.
14. Tak więc, gdy dusza mówi, że płomień
miłości rani najgłębszy jej środek istoty, to
znaczy, że gdy Duch Święty przeniknie do głębi jej
substancję, jej władze i siły, rani i napełnia ją
całą. Ale mówiąc o tej miłości, nie wyraża myśli,
że jest ona już tak substancjalną i pełną, jak w
uszczęśliwiającym widzeniu Boga w życiu przyszłym.
Chociaż bowiem dusza w tym życiu śmiertelnym
dojdzie do tak wysokiego stopnia doskonałości, jak
ten, o którym tu mowa, nie osiągnie ani nie może
osiągnąć doskonałego stopnia chwały i tylko czasem
zdarza się, iż na krótką chwilę daje jej Bóg
podobną łaskę. Lecz mówi tu dusza o tym, aby dać
poznać wielkość i obfitość rozkoszy i chwały,
jakie przez tego rodzaju udzielanie się odczuwa w
Duchu Świętym. Rozkosz ta jest tym większa i tym
bardziej subtelna, im silniej i substancjalniej
jest dusza przeobrażona i ześrodkowana w Bogu. A
ponieważ tutaj osiągnęła to w tak wysokim stopniu,
jak tylko można w tym życiu, chociaż, jak
wspomnieliśmy, nie tak doskonale, jak będzie w
życiu przyszłym, nazywa to najgłębszym środkiem.
Czasem jednak może mieć dusza tak doskonały
stan miłości w tym życiu, jak w przyszłym, lecz
nie może mieć jej owoców i działania; chociaż i
one urastają do takiej miary w tym stanie, że są
bardzo podobne do tych, jakie będą w przyszłym
życiu. I zdaje się duszy, że jest to już życie
przyszłe i dlatego ośmiela się powiedzieć to, co
tylko można mówić o przyszłym życiu, tj. w
najgłębszym środku mej duszy.
15. Ponieważ tak rzadkie i mało z doświadczenia
znane są rzeczy, których tu doznaje wspomniana
dusza, wydają się zbyt cudowne i niewiarygodne,
nie wątpię, że niektóre osoby nie znając ich przez
naukę ani przez doświadczenie, albo nie wierzą w
ich istnienie, albo będą je uważały za
przesadzone, lub wreszcie nie będą ich uważały za
tak wielkie, jak są w rzeczywistości.
Lecz tym wszystkim odpowiadam, że Ojciec
światłości (Jk 1, 17), którego ręka nie jest skąpa
(Iz 59, 1), lecz z obfitością rozlewa
dobrodziejstwa bez względu na osoby (Ef 6, 9),
gdzie tylko zechce,ukazuje się radośnie duszom na
ścieżkach i drogach (Mdr 6, 17) jak promień
słońca, nie wzdryga się również i nie uważa sobie
za ujmę "znajdować swe rozkosze z synami
człowieczymi" obcując z nimi na "okręgu ziemskim"
(Prz 8, 31).
I nie należy uważać za niewiarygodne, że na
duszy doświadczonej i wypróbowanej, oczyszczonej w
ogniu utrapień, prac i różnych pokus, a która
pozostała zawsze wierna w miłości, spełnia się w
tym życiu to, co przyrzekł Syn Boży, mianowicie,
że jeśli Go kto miłuje, przyjdzie do niego Trójca
Przenajświętsza i uczyni w nim swe mieszkanie (J
14, 23), tj. oświecając boskim sposobem jego rozum
w mądrości Syna, uweselając jego wolę w Duchu
Świętym i sprawiając, że zostanie pochłonięty
całkowicie i z niezmierną mocą w uścisku Ojca i w
bezmiarze Jego słodyczy.
16. I jeżeli tego udziela niektórym duszom, a
jest prawdą, że rzeczywiście udziela, to tym
bardziej ta, o której mówimy, nie pozostanie
daleko od tych łask Bożych, gdyż to, co o niej
mówimy, jest o wiele większe wskutek działania w
niej Ducha Świętego niż to, co przeżywa w
udzielaniu się i przeobrażeniu przez miłość. Jedno
bowiem jest jak zarzewie rozpalone, drugie zaś,
jak już wspomnieliśmy, jak zarzewie, w którym tak
się rozpala ogień, że nie tylko jest zapalone,
lecz staje się jednym żywym płomieniem.
Te dwa sposoby zjednoczenia, mianowicie
zjednoczenie przez miłość i zjednoczenie przez
płomień miłości, mają pewne podobieństwo do "ognia
Bożego, który jest na Syjonie" - jak mówi Izajasz
- i do "pieca Bożego, który jest w Jeruzalem" (31,
9). Pierwsze bowiem oznacza Kościół wojujący, w
którym ogień miłości nie jest jeszcze do pełności
rozpalony, drugie oznacza widzenie pokoju, czyli
Kościół tryumfujący, gdzie ten ogień jest jak piec
rozpalony aż do doskonałej miłości.
Chociaż więc tutaj dusza, jak już
wspomnieliśmy, nie doszła do takiej doskonałości,
jak ta ostatnia, to jednak w porównaniu ze zwykłym
zjednoczeniem jest jak piec rozpalony w widzeniu o
tyle spokojniejszym, chwalebnie j szym i bardziej
przenikającym, o ile większy i jaśniejszy jest w
węglu płomień od ognia.
17. Czując więc, że ten żywy płomień miłości
udziela jej tak żywo wszystkich dóbr, gdyż ta
boska miłość wszystko przynosi z sobą, dusza woła:
O żywy płomieniu miłości, jak czule rani siła żaru
twego! Innymi słowy: O płonąca miłości, jak
rozkosznie swymi miłosnymi poruszeniami napełniasz
mnie chwałą, jaką tylko przyjąć jestem zdolna!
Dajesz mi bowiem boskie poznanie, odpowiednio do
całej zdolności i pojemności mego rozumu, wlewasz
mi miłość, stosownie do największej wytrzymałości
mej woli, rozkoszujesz mię w samej mej substancji
strumieniami twych rozkoszy (Ps 35, 9), wskutek
boskiego zetknięcia i substancjalnego
zjednoczenia, odpowiednio do największej czystości
mej substancji, zdolności i zasięgu mej pamięci!
To i jeszcze wiele więcej, niż można wyrazić,
otrzymuje dusza w tym czasie, gdy się rozpala w
niej płomień miłości. Gdy bowiem dusza jest
całkowicie oczyszczona w swej substancji i swych
władzach: pamięci, rozumie i woli, wtedy
substancja Boża, jak mówi Mędrzec, "dosięga
wszędzie dla swej czystości" (Mdr 7, 24), pogrąża
ją w sobie swym boskim płomieniem niezmiernie
głęboko, przenikliwie i całkowicie i w tym
pogrążeniu duszy w Mądrości Duch Święty wykonuje
swym płomieniem chwalebne poruszenia, których
słodycz odczuwając, dusza mówi:
Bo nie masz w sobie już bólu
żadnego!
18. czyli nie sprawiasz już bólu, ucisku i
zmęczenia, jak przedtem czyniłeś. Należy bowiem
wiedzieć, że płomień Boży, gdy dusza była w stanie
oczyszczenia duchowego, tj. gdy dopiero wchodziła
w stan kontemplacji, nie był tak przyjemny i
słodki, jak w tym stanie zjednoczenia. Zatrzymamy
się chwilkę, by to jaśniej wytłumaczyć.
19. Zanim ten boski ogień miłości wejdzie i
złączy się z samą substancją duszy przez jej
całkowite i doskonałe oczyszczenie i
udoskonalenie, płomień, czyli Duch Święty rani
wciąż duszę wyniszczając i pochłaniając
niedoskonałości jej złych nawyków. Przez to swe
działanie przygotowuje ją Duch Święty do boskiego
zjednoczenia i przemiany w Boga przez miłość.
Ten ogień bowiem, który później łączy się z
duszą napełniając ją chwałą, jest tym samym, który
ją przedtem ogarnia i oczyszcza, podobnie jak
ogień przenikając do wewnątrz drewna jest tym
samym, który z początku ogarnia je i rani swymi
płomieniami, osuszając je i oczyszczając ze
wszystkich brudów, aż żarem swoim tak je
przygotuje, iż będzie mógł wejść w nie i
przeobrazić w siebie.
Osoby duchowe nazywają to drogą oczyszczającą.
W tym działaniu doznaje dusza wielu utrapień,
przebywa ciężkie udręki duchowe, które zwykle
udzielają się i zmysłom; jest więc ten płomień
bardzo dla niej dręczący. W okresie bowiem
oczyszczenia przygotowującego nie jest on dla niej
tak promienny, lecz ciemny, a jeśli czasem daje
jej nieco światła, to tylko na to, aby zobaczyła i
odczuła swe nędze i ułomności.
I nie jest dla niej słodki, lecz bolesny, bo
chociaż ogarnia ją czasem żarem miłości, to jednak
nie bez przykrości i męczarni. I nie jest dla niej
rozkoszny, lecz oschły, bo chociaż czasem ze swej
dobroci udziela jej nieco słodyczy, by ją umocnić
i dodać odwagi, to jednak przedtem i gdy minie ta
chwila, dusza opłaca to zdwojonym udręczeniem. I
nie jest pokrzepiający i spokojny, lecz trawiący i
czyniący wyrzuty, gdyż sprawia, że dusza słabnie i
martwi się wskutek poznawania samej siebie. Nie
przynosi jej więc chwały, lecz przeciwnie, ukazuje
jej w świetle duchowym całą jej nędzę i napawa
goryczą wypływającą z poznania siebie; Bóg bowiem
zsyła ogień w jej kości, jak mówi Jeremiasz (Tren
l, 13), by ją wyćwiczyć, i jak powiada Dawid,
"doświadczając ją w ogniu" (Ps 16, 3).
20. I tak w tym okresie trapią duszę odnośnie
do rozumu wielkie mroki, odnośnie do woli wielkie
oschłości i przykrości, odnośnie wreszcie do
pamięci bolesne poznanie własnej nędzy, gdyż wzrok
duchowy jest wtedy bardzo przenikliwy w poznawaniu
siebie. W samej też substancji swej cierpi dusza
opuszczenie, najwyższe ubóstwo, jest oschła i
zimna, a tylko czasem gorliwa. Nie znajduje
również w niczym ulgi, nie ma żadnej myśli
pocieszającej, nie może nawet podnieść serca do
Boga. Stał się więc dla niej ten płomień tak
dręczący, iż słusznie mówi jak Job, z którym Bóg
postępował podobnie w tej próbie: "Odmieniłeś mi
się w okrutnego" (30, 2). Gdy bowiem dusza cierpi
to wszystko razem, wydaje się jej rzeczywiście, że
Bóg jest dla niej okrutnym i twardym.
21. Niemożliwe jest, żeby oddać należycie, co
dusza cierpi w tym czasie. Jest to niewiele mniej
aniżeli czyściec. I nie potrafiłbym jasno wyrazić,
jak wielka jest ta udręka, ani do jakiego stopnia
urasta to, co wtedy cierpi i czuje dusza, bez
pomocy słów Jeremiasza, wyrażających te przeżycia:
"Jam mąż widzący nędzę swoją w rózdze zagniewania
Jego. Zaprowadził mnie i zawiódł do ciemności, a
nie do światła. Tylko przeciw mnie obrócił się i
obraca rękę swą przez cały dzień. Starą uczynił
skórę moją i ciało moje, połamał kości moje.
Obudował mnie wkoło i ogarnął mię żółcią i trudem.
W ciemnościach posadził mię jak umarłych na wieki.
Obudował przeciwko mnie, żebym nie wyszedł,
obciążył okowy moje. Ale i gdy wołać będę i
prosić, odrzuci modlitwę moją. Zagrodził drogi
moje kamieniem kwadratowym, ścieżki moje wywrócił"
(Lm 3, 1-9).
Wszystko to mówi Jeremiasz, i mówi jeszcze o
wiele więcej. Gdy więc w taki sposób Bóg leczy
duszę z jej licznych słabości, aby jej dać
zdrowie, musi ona podczas tego oczyszczenia i
leczenia z konieczności cierpieć stosownie do
stopnia swej choroby, bo tu, jak Tobiasz, kładzie
Bóg jej serce na węglach, aby się uwolniło i
wyzbyło wszelkich czartów (Tb 6, 8). Wychodzą tu
więc na światło wszystkie słabości duszy, aby
mogły być uleczone i stają przed jej oczyma, aby
je odczuła.
22. Pod wpływem światła i żaru ognia Bożego
widzi dusza i odczuwa wszystkie swe słabości i
nędze, jakie przedtem były w niej schowane i
ukryte i nie widziała ich, ani nie czuła. Dzieje
się podobnie jak z drzewem, w którym nie można
poznać wilgoci; dopiero po włożeniu go do ognia
zaczyna parować, dymić i rozpalać się. Tak również
zachowuje się dusza na skutek tego płomienia.
Dziwna rzecz! W tym okresie podnoszą się w
duszy przeciwieństwa: to, co jest w duszy, przeciw
temu, co jest Boże; ogarniają ją gwałtownie i -
jak mówią filozofowie - jedne powstają przeciw
drugim. Walczą w duszy, jedne usiłują wypędzić
drugie, aby same mogły w niej zapanować.
Nieskończenie doskonałe cnoty i przymioty Boże
powstają przeciw skłonnościom i nawyknieniom
duszy, w najwyższym stopniu niedoskonałym, a ona
musi cierpieć w sobie te dwa przeciwieństwa.
Ten płomień, będący ogromnym blaskiem, gdy
ogarnie duszę, świeci swym lśnieniem w jej
ciemnościach (J 1 ,5), które są również ogromne i
dusza odczuwa wtedy swe naturalne mroki szkodliwe
i przeciwstawiające się nadprzyrodzonemu światłu.
Nie odczuwa jednak tego nadprzyrodzonego światła,
gdyż nie ma go w sobie w taki sposób, jak swe
ciemności, bo "ciemności nie ogarnęły światłości"
(J 1,5). Ciemności zaś swoje odczuwa o tyle, o ile
zaleje je światło, gdyż nie może dusza ujrzeć
swych ciemności, jeżeli one nie zostaną wpierw
oświetlone. I dopiero po rozproszeniu ich przez
światło [Boże] zostaje dusza oświecona i mając już
oczyszczony i wzmocniony wzrok duchowy przez to
światło Boże, ujrzy się cała przeobrażona
światłem.
Nadmierne bowiem światło staje się we wzroku
nieczystym i słabym zupełną ciemnością i krępuje
całkowicie jego zdolność widzenia. Nic więc
dziwnego, że był ten płomień dręczący dla wzroku
rozumu.
23. Ponieważ płomień ten ze swej strony jest
pełen największej miłości i czułości, i miłośnie
zalewa wolę, wola zaś ze swej strony jest w
najwyższym stopniu oschła i twarda, więc spotyka
się twardość z czułością, oschłość z miłością. I
gdy ten płomień miłośnie i czule zalewa wolę, ona
czuje swą naturalną twardość i oschłość w stosunku
do Boga. I nie odczuwa wola miłości i czułości
płomienia znajdując się w bezczuciu i oschłości,
które nie przyjmują tych dwóch swoich
przeciwieństw: czułości i miłości; dopiero po
usunięciu tamtych zapanuje w woli miłość i czułość
Boga. Z tego więc względu jest ten płomień
dręczący dla woli, bo daje jej odczuwać i cierpieć
tę nieczułość i oschłość.
Przez to samo bowiem, że płomień ten jest
ogromny i niezmierzony, wola zaś ciasna i
ograniczona, gdy ją ogarnia, musi ona odczuwać swą
małość i ciasnotę dotąd, dopóki jej nie
rozprzestrzeni, nie rozszerzy i nie uczyni zdolną
na jego przyjęcie. A ponieważ ten płomień jest
również pełen smaku i słodyczy, wola zaś miała
podniebienie duchowe zepsute przez napoje
nieumiarkowanych uczuć, był on dla niej mdły i
gorzki i nie mogła zakosztować słodkich pokarmów
Bożej miłości. Nadto wola odczuwa przykrość i
zniechęcenie wobec tego ogromnego i pełnego
słodyczy płomienia i nie kosztuje jego smaku, bo
nie czuje go w sobie; odczuwa bowiem tylko to, co
ma w sobie, tj. swą nędzę.
Na koniec wreszcie płomień ten obfituje w
niezmierne bogactwa, dobra i rozkosze, a dusza ze
swej strony jest bardzo uboga i nie ma żadnego
dobra, którym by się mogła zaspokoić. Poznaje
przeto jasno i odczuwa swą nędzę, ubóstwo i zło, i
nie ujrzy bogactw, dóbr i rozkoszy tego płomienia,
gdyż zło nie pojmuje dobra ani ubóstwo bogactwa
itd., dopóki ten płomień nie oczyści jej
całkowicie i przeobrażeniem w siebie ubogaci,
napełni chwałą i rozkoszą.
Z tych więc powodów płomień ten dręczył ją
przedtem nad wszelki wyraz, gdyż przezeń walczyły
w niej z sobą te dwa przeciwieństwa: Bóg, czyli
wszystkie doskonałości, przeciw wszystkim jej
niedoskonałym skłonnościom, aby przeobraziwszy ją
w siebie, napełnić słodyczą, pokojem i rozświetlić
ją całą, tak jak to czyni ogień z drzewem, kiedy
je całkowicie przeniknie.
24. Oczyszczenie to bywa w niewielu tylko
duszach tak mocne; jedynie w tych, które Pan chce
podnieść do najwyższego stanu zjednoczenia. Dla
każdej bowiem duszy jest ono mniej lub więcej
mocne, zależnie od stopnia, na który ją Pan chce
podnieść, a także od jej skażenia i
niedoskonałości.
Cierpienie to jest podobne do mąk czyśćcowych;
bo jak tam oczyszczają się dusze, aby mogły ujrzeć
Boga w jasnym widzeniu życia przyszłego, tak i tu
na swój sposób oczyszczają się, aby się mogły
przeobrazić w Niego przez miłość - w tym życiu.
25. O sile tego oczyszczenia, o jego większym i
mniejszym stopniu, o tym, kiedy dotyczy ono
rozumu, woli i pamięci, samej substancji duszy,
części zmysłowej lub wszystkiego razem, i jak
można poznać, czy dotyczy ono jednego lub drugiego
oraz w jakim czasie, stopniu i okresie drogi
duchowej się zaczyna - rozprawialiśmy już w Nocy
ciemnej Drogi na Górę Karmel, więc teraz nie
powtarzamy tego; zresztą nie należy to do naszego
założenia. Wystarczy tu powiedzieć, że Bóg, który
teraz chce wejść do duszy przez zjednoczenie i
przeobrażenie jej w miłość, jest tym samym Bogiem,
który przedtem zalewał ją i oczyszczał światłem i
żarem swego boskiego płomienia. Podobnie i ogień,
który już całkowicie objął drzewo, jest tym samym
ogniem, który je przedtem przygotowywał, jak już
powiedzieliśmy. Tak więc płomień, który teraz,
wszedłszy do duszy, jest słodki, przedtem, gdy był
na zewnątrz i dopiero ją ogarniał, był dla niej
dręczący.
26. To wszystko chce wyrazić dusza, gdy mówi w
obecnym wierszu: Bo nie masz w sobie już bólu
żadnego. Streszczając to wszystko, mówi niejako:
Już nie jesteś dla mnie ciemny, jak przedtem, lecz
jesteś boskim światłem mego rozumu, przez które
cię mogę widzieć: nie tylko nie osłabiasz mego
niedołęstwa, lecz jesteś mocą mej woli, dzięki
czemu mogę cię kochać i radować się tobą, będąc
już cała przemieniona w boską miłość; wreszcie nie
tylko nie przygniatasz i nie uciskasz samej
substancji mej duszy, lecz jesteś dla niej chwałą,
rozkoszą i wolnością, gdyż o mnie można powiedzieć
to, co śpiewa się w Pieśni nad pieśniami: "Któraż
to jest, która wstępuje z puszczy, opływająca
rozkoszami, oparta o miłego swego, na wszystkie
strony rozlewająca miłość?" (8, 5). Skoro tak
jest, to
Skończ już! - jeśli to zgodne z
twym pragnieniem,
27. tj. dopełnij już całkowicie zaślubin
duchowych ze mną, przez uszczęśliwiające widzenie
Ciebie! - gdyż o nie prosi tu dusza. Chociaż
bowiem jest prawdą, że w tym tak wysokim stanie
dusza jest tym spokojniejsza i bardziej
zadowolona, im całkowiciej jest przeobrażona w
miłość i im mniej pragnie lub prosi dla siebie,
wszystkiego pragnąc dla Umiłowanego, gdyż jak mówi
św. Paweł, "miłość nie szuka swego" (7 Kor 13, 5),
lecz tego, co jest Oblubieńca to jednak, żyjąc
jeszcze w nadziei, nie może nie odczuwać braków.
Budzą się więc w niej wzdychania, co prawda
słodkie i miłe, za tym, czego jej jeszcze brakuje
do doskonałego posiadania dziedzictwa synów
Bożych, w którym, po osiągnięciu chwały, skończy
się jej pożądanie. Pożądanie to bowiem, chociażby
się tu cieszyło jak największym zjednoczeniem z
Bogiem, "nie nasyci się i nie spocznie, aż się
ukaże Jego chwała" (Ps 16, 15), tym bardziej że
już zakosztowało Jego smaku i słodyczy, jakich się
w tym stanie doznaje. A tak wielka jest ta słodycz
duszy, że gdyby Bóg nie umacniał również ciała,
chroniąc naturę swą prawicą, jak to uczynił z
Mojżeszem w jaskini skalnej (W j 33, 22), by nie
ponosząc śmierci mógł ujrzeć Jego chwałę, to za
każdym wybuchem tych płomieni rozprysłoby się jej
życie naturalne i poniosłaby śmierć, nie mając
zdolności w swej niższej części na przyjęcie tak
wielkiego i tak wzniosłego ognia chwały.
28. I dlatego to pragnienie i prośba nie jest
tu dla duszy cierpieniem, gdyż w tym stanie nie
może go już odczuwać, lecz raczej pragnieniem
pełnym słodyczy i rozkoszy, bo prosi poddana swym
duchem i uczuciem. Dlatego mówi w wierszu: skończ
już! - jeśli to zgodne z twym pragnieniem. Wola
bowiem i pożądanie duszy tak są zjednoczone z
Bogiem, że za największą swą chlubę uważają
spełnienie tego, czego Bóg chce.
Tak jasne są w tym działaniu odblaski miłości i
chwały, która nie mogąc wejść do duszy z powodu
ciasnoty ziemskiego mieszkania, zatrzymuje się u
jej drzwi, że byłoby to znakiem małej miłości nie
prosić o dopełnienie tej miłości i doskonałości.
Nadto widzi dusza, że przez ten ogrom rozkoszy
i przez udzielanie się jej Oblubieńca pobudza ją
Duch Święty i zaprasza do tej niezmiernej chwały,
którą jej stawia przed oczy przedziwnymi sposobami
i pełnymi słodyczy afektami, mówiąc jej w duchu
to, co do oblubienicy z Pieśni nad pieśniami, a co
ona sama daje poznać mówiąc: "Oto miły mój mówi do
mnie: Wstań przyjaciółko moja, gołębico moja,
piękna moja, a przyjdź! Boć już zima minęła,
deszcz przeszedł i ustał. Ukazały się kwiaty na
ziemi naszej, przyszedł czas obrzynania winnic,
głos synogarlicy słyszan jest w ziemi naszej; figa
wypuściła zielone owoce swoje, winnice kwitnące
wydały wonność swoją. Wstań, przyjaciółko moja,
piękna moja, a przyjdź! Gołębico moja w
rozpadlinach skalnych, w szczelinie parkanu ukaż
mi oblicze twoje, niechaj głos twój zabrzmi w
uszach moich, albowiem głos twój wdzięczny a
oblicze twoje piękne" (2, 10-14). Wszystkie te
rzeczy dusza czuje i pojmuje każdą z osobna w tym
wzniosłym odczuciu chwały, którą jej okazuje Duch
Święty w słodkim i czułym płomieniu, z
pragnieniem, by weszła już do chwały. Wzywana więc
odpowiada wzajemnie: Skończ już! - jeśli to zgodne
z twym pragnieniem. W tych słowach zanosi do
Oblubieńca owe dwie prośby, których On sam nauczył
nas w Ewangelii, mianowicie: Adveniat regnum tuum;
fiat voluntas tua; "Przyjdź królestwo Twoje; bądź
wola Twoja" (Mt 6, 10). Innymi słowy: oddaj mi
całkowicie Twe królestwo, jeśli to zgodne z Twym
pragnieniem.
29. I by tak było
Zerwij zasłonę tym słodkim
zderzeniem.
Ową zasłoną jest to, co przeszkadza tak
wielkiej sprawie. Łatwo bowiem jest przyjść do
Boga, gdy wszystkie przeszkody są usunięte i
zerwane zasłony, które nie pozwalały na złączenie
się duszy z Bogiem. Można powiedzieć, że istnieją
trzy zasłony, przeszkadzające temu zjednoczeniu i
należy je zerwać, aby dusza doszła do posiadania
całkowicie Boga: zasłona doczesna, w której
zawierają się wszystkie stworzenia; naturalna,
która zawiera czynności i skłonności czysto
naturalne; wreszcie trzecia, zmysłowa, obejmująca
złączenie duszy z ciałem, czyli życie zmysłów i
niższej części człowieka, o której mówi św. Paweł:
"Wiemy bowiem, że gdy przybytek tego ziemskiego
domu naszego się rozsypie, mamy przybytek od Boga
w niebiesiech" (2 Kor 5, l).
Pierwsze dwie zasłony musiały z konieczności
zostać zerwane, by można było dojść do tego
zjednoczenia z Bogiem, w którym wszystkie rzeczy
świata są dalekie od duszy, wszystkie pożądania i
afekty naturalne umartwione, a czynności duszy z
naturalnych zmienione w boskie.
Wszystko to zerwało się i dokonało w duszy
wskutek jej palących zetknięć z tym płomieniem,
gdy był on jeszcze dręczący. Przez oczyszczenie
bowiem duchowe, o którym mówiliśmy, zrywa dusza
ostatecznie te dwie zasłony i odtąd już dochodzi
do tego zjednoczenia z Bogiem, w którym obecnie
się znajduje i nie pozostaje już nic więcej do
zerwania, jak tylko trzecia zasłona życia
zmysłowego. I dlatego mówi tu zasłonę, a nie
zasłony, bo tylko ta jedna pozostaje do zerwania.
A ponieważ zasłona ta jest bardzo cienka,
delikatna i uduchowiona przez to zjednoczenie się
z Bogiem, nie uderza w nią płomień z taką
gwałtownością, jak na dwie poprzednie, lecz raczej
z rozkoszą i słodyczą. Toteż nazywa tu dusza to
spotkanie słodkim, gdyż ono jest tym słodsze i
przyjemniejsze, im żywiej odczuwa dusza, że ten
płomień przychodzi zerwać już zasłonę, jej życia.
30. Należy tu zaznaczyć, że naturalna śmierć
osób, które przychodzą do tego stanu, chociaż jest
podobna do innych przez swe działanie na naturę,
to jednak co do swej przyczyny i sposobu bywa
zupełnie różna. Bo gdy inni umierają śmiercią
spowodowaną przez chorobę lub wiek, to one,
chociaż umierają w chorobie czy po dopełnieniu się
lat, jednak nie to odłącza ich dusze od ciała,
lecz pewne uderzenie i spotkanie miłości o wiele
większe niż poprzednio, potężniejsze i silniejsze,
tak iżby mogło zerwać zasłonę i unieść perlę
duszy.
Śmierć takich dusz jest więc bardzo łagodna i
słodsza jeszcze, niż było ich życie duchowe w
ciągu dni ziemskich, gdyż umierają pod wpływem
wzniosłych uderzeń i błogich spotkań miłości. Są
więc jak łabędzie, które najczulej śpiewają, gdy
umierają. I dlatego mówił Dawid, że "droga przed
oblicznością Pańską śmierć świętych Jego" (Ps 115,
15), gdyż w niej łączą się razem wszystkie
bogactwa duszy i wpływają jakby do morza rzeki jej
miłości, tak szerokie w tej chwili i rozlane, iż
same wydają się morzem. I gromadzą się wtedy
wszystkie zebrane skarby, by towarzyszyć
sprawiedliwemu, który zdąża już do swego
królestwa, a z krańców ziemi dają się już słyszeć
śpiewy pochwalne, które - jak mówi Izajasz - są
"sławą sprawiedliwego" (24, 16).
31. Czuje się więc dusza w okresie tych
chwalebnych spotkań, w chwili odejścia do pełnego
i całkowitego objęcia swego królestwa, pełną
skarbów, jakimi została ubogacona. Wtedy bowiem
widzi się czystą, bogatą, pełną cnót i
przygotowaną do osiągnięcia wszystkiego, albowiem
w tym stanie Bóg pozwala jej widzieć swą piękność,
ukazuje jej dary i cnoty, jakimi ją obdarzył, bo
wszystko obraca się jej na tym większą miłość i
uwielbienie, bez najmniejszego poruszenia
zarozumiałości czy próżności, wyrzucony już bowiem
został daleko kwas niedoskonałości, który wszystko
psuje (J Kor 5, 6; Ga 5, 9). Widząc, że jej już
nic nie brakuje, jak tylko zerwać tę nikłą zasłonę
życia ziemskiego, którą się widzi spowita,
ściśniona i skrępowana w swej wolności i czując
przykrość, że życie tak nędzne i nikłe nie pozwala
jej żyć tym drugim, tak wzniosłym i pełnym, chcąc
nadto "rozstać się z życiem, a być z Chrystusem"
(Flp 1, 23) - prosi o jej zerwanie, mówiąc:
"Zerwij zasłonę tego słodkiego spotkania.
32. Nazywa to życie zasłoną z trzech przyczyn.
Po pierwsze - dla łączności, jaką tworzy ono
między duszą a ciałem. Po drugie -gdyż oddziela
duszę od Boga. Po trzecie - bo jak zasłona nie
jest nigdy tak gęsta i zbita, by nie mogło przez
nią przeniknąć trochę światła, tak i w tym stanie
wydaje się łączność z życiem delikatną zasłoną,
która - będąc już bardzo uduchowioną, oświeconą i
delikatną - pozwala na przeświecanie przez nią
Bóstwa. A ponieważ dusza odczuwa już siłę drugiego
życia, widzi jasno nędzę obecnego, tak iż wydaje
się jej ono bardzo cienką zasłoną, niby z
pajęczyny, jak to wyraził Dawid, mówiąc: "Lata
nasze jak pajęczyna będą poczytane" (Ps 89, 9).
Owszem, jeszcze słabszą wydaje się ona tej duszy
tak bardzo udoskonalonej. Będąc bowiem podniesiona
do odczucia Boga, ocenia te rzeczy tak jak Bóg,
"przed którego oczyma tysiąc lat jak dzień
wczorajszy" (Ps 89, 4) - jak również mówi Dawid, i
przed którym według Izajasza "wszystkie narody
jakby nie były" (40, 17). Tak samo ocenia je
dusza: wszystkie rzeczy są dla niej niczym, sama w
swych oczach jest niczym, Bóg tylko jest dla niej
wszystkim.
33. Lecz należy się tu zapytać, dlaczego prosi
ta dusza, by tę zasłonę raczej zerwał, niż
przeciął, czy usunął, gdyż to wszystko wydaje się
tym samym? Możemy odpowiedzieć, że czyni to dla
czterech powodów.
Pierwszy - dla odpowiedniejszego wyrażenia, bo
właściwiej jest przez spotkanie zerwać zasłonę,
niż przeciąć czy usunąć.
Drugi - gdyż miłość jest zwolenniczką siły,
mocnych i gwałtownych poruszeń, co się raczej
objawi w zerwaniu, niż w przecinaniu czy usuwaniu.
Trzeci powód jest ten, że miłość pragnie, by
czyn był jak najkrótszy, gdyż przez to prędzej
osiąga cel i tym większą ma siłę i znaczenie, im
jest szybsza i bardziej duchowa, gdyż siła
skupiona jest większa od rozproszonej. Miłość
bowiem przenika tym samym sposobem co forma
materię, wchodząc w duszę w jednym momencie. A
dotąd takiego aktu jeszcze nie było, były tylko
przygotowania do niego. Tak więc i te akty duchowe
odbywają się w duszy w jednym momencie, gdyż są
przez Boga wlane; inne bowiem, które sama dusza
wzbudza, można raczej nazwać przygotowaniem,
pragnieniami i afektami sugestywnymi, które
dopiero wtedy będą doskonałymi aktami miłości czy
kontemplacji, gdy Bóg je uformuje i udoskonali w
duchu. W tej myśli powiedział Mędrzec, że "lepszy
jest koniec modlitwy niż początek" (Koh 7, 9) i
powszechnie mówi się, że krótka modlitwa przebija
niebiosa (por. Syr 35, 21 wg Wulgaty).
Stąd więc dusza przygotowana może w krótkim
czasie wzbudzić o wiele więcej i żywszych aktów
miłości, niż nie przygotowana w długim czasie.
Będąc w tak wysokim stopniu przygotowana, zwykła
taka dusza przez długi czas trwać w akcie miłości
lub kontemplacji, podczas gdy nie przygotowana
wszystek ten czas i siły poświęca na przygotowanie
ducha, a przecież zwykle i potem nie zawsze
wchodzi w ogień, zatrzymuje się i nie obejmuje
drzewa już to dla wilgoci, już to dla zbyt małego
ciepła, które zastaje, lub też dla obydwóch tych
przyczyn. Natomiast w duszy przygotowanej budzi
się momentalnie akt miłości, gdyż iskra za każdym
dotknięciem zapala suchą hubę. Dlatego też dusza
rozmiłowana pragnie raczej natychmiastowego
zerwania zasłony niż przewlekłego jej przecinania
czy usuwania.
Czwarty wreszcie powód, dla którego dusza
prosi, by jak najszybciej opadła zasłona życia,
jest ten, Ze przecinanie czy usuwanie czyni się z
większym namysłem, czekając, by rzecz więcej była
dojrzała, przygotowana i tym podobnie, przy
zrywaniu zaś nie czeka się na dojrzałość ani na
nic innego.
34. Tego właśnie pragnie dusza rozmiłowana, by
nie cierpiała zwłoki w oczekiwaniu, aż naturalna
śmierć zakończy jej życie, lub że ono się w takim
czy innym czasie skończy, gdyż siła miłości i ta
gotowość, jaką czuje w sobie, każą jej pożądać i
prosić, by się zerwało to życie pod wpływem
jakiegoś spotkania czy nadprzyrodzonego uderzenia
miłości.
Wie bowiem dobrze, że Bóg zwykł przed czasem
unosić z sobą dusze, które bardzo kocha,
dopełniwszy w nich za pośrednictwem swojej miłości
w krótkim czasie tego, co by one same zwykłym
sposobem przez długi czas musiały zdobywać. O tym
bowiem mówi Mędrzec: "Ponieważ podobał się Bogu,
stał się umiłowanym; a ponieważ żył między
grzesznikami, został przeniesiony; zabrany został,
aby zło nie odmieniło umysłu jego, a ułuda nie
oszukała duszy jego... Stawszy się za krótki czas
doskonałym, przeżył czasów wiele; podobała się
bowiem Bogu dusza jego, dlatego pośpieszył wywieść
go spośród nieprawości" itd. (Mdr 4, 10-14). To są
słowa Mędrca, z których można poznać, jak trafnie
i słusznie używa dusza wyrażenia zerwać, gdyż i tu
Duch Święty używa tych dwóch wyrazów "zabrać" i
"pośpieszyć", dalekich od pojęcia jakiejkolwiek
zwłoki. W "pośpiechu" Boga jest wyrażona szybkość,
z jaką udoskonalił On w krótkim czasie miłość
sprawiedliwego; "zabranie" zaś pozwala nam
zrozumieć, że zabrał go przed czasem śmierci
naturalnej.
Z tego powodu jest dla duszy rzeczą ogromnie
korzystną spełniać w tym życiu akty miłości, przez
które strawiwszy się wkrótce, nie zatrzyma się
długo ani tu, ani na drugim świecie bez oglądania
Boga.
35. Lecz rozważmy teraz, dlaczego również ten
wewnętrzny zalew Ducha określa ona słowem
zderzenie a nie innym wyrazem? Przyczyna tego jest
ta, iż dusza, będąc tak ściśle złączona z Bogiem,
czuje bezgraniczne pragnienie, jak już mówiliśmy,
by się skończyło jej życie ziemskie. A ponieważ
ono się nie spełnia, bo nie osiągnęła jeszcze
doskonałości, widzi, że Bóg dla dopełnienia jej
przygotowania i dla wyrwania jej z ciała, sprawuje
te boskie i chwalebne zalewy na sposób zderzeń.
Dzieje się to w celu oczyszczenia jej i wyrwania z
ciała; i rzeczywiście są to spotkania, w których
Bóg przenika samą substancją duszy, przebóstwiając
ją przez całkowite pochłonięcie jej w swój byt.
To jest właśnie przyczyną, dla której Bóg
zbliżył się do niej i przeniknął ją na wskroś w
Duchu Świętym, którego udzielania bywają
gwałtowne, zwłaszcza gdy są tak pełne ognia, jak w
tym zderzeniu. Kosztując zaś w nim żywo Boga
nazywa je dusza słodkim nie dlatego, żeby inne
liczne dotknięcia i spotkania, jakie w tym czasie
otrzymuje, nie miały być również słodkie, lecz dla
wyższości jego nad wszystkimi innymi, gdyż, jak
powiedzieliśmy już, zadaje je Bóg dla szybkiego
rozwiązania jej z ciała i obdarzenia chwałą. Stąd
rosną jej skrzydła i mówi: Zerwij zasłonę, itd.
36. Streszczając więc całą strofę dusza mówi
niejako: O płomieniu Ducha Świętego, który tak
dogłębnie i czule przenikasz substancję mej duszy
i wypalasz ją swym błogosławionym żarem!
Jesteś teraz tak łaskawy, że pragniesz mi się
oddać w życiu wiecznym. Natomiast przedtem moje
prośby nie dochodziły do Twych uszu, gdy z
utrudzeniem i udrękami miłości, w której z powodu
wielkiej słabości, niedoskonałości i słabego
jeszcze ukochania cierpiały moje zmysły i mój
duch, prosiłam cię, abyś mnie rozwiązał i uniósł z
sobą. A pożądała tego pragnieniem wielkim dusza
moja, gdyż niecierpliwa miłość nie pozwalała mi
zgodzić się na nędzę tego życia, któregoś Ty
jeszcze chciał dla mnie. I jeżeli dawniejsze
zapały miłości nie były wystarczające dla dopięcia
celu, gdyż nie miały odpowiedniej wartości, to
teraz jestem tak umocniona w miłości, że nie tylko
nie ustają me zmysły i mój duch w Tobie, lecz
owszem, umocnione przez Ciebie, "serce moje i
ciało moje uweseliły się do Boga żywego" (Ps 83,
2) z całkowitą zgodnością obydwu stron. Dlatego
proszę o to tylko, co Ty chcesz, bym prosiła; a
czego nie chcesz, nie chcę i nie mogę pragnąć,
nawet myśl mi się taka nie zjawia. A ponieważ moje
prośby mają już przed oczyma Twoimi większe
znaczenie i wartość, gdyż od Ciebie wychodzą i Ty
mnie do nich pobudzasz, więc ze słodyczą i
radością w Duchu Świętym proszę Cię: "Od oblicza
Twego sąd o mnie niech wyjdzie" (Ps 16, 2), gdy
przyjmiesz i ocenisz me prośby. Zerwij nikłą
zasłonę tego życia i nie daj, by tak długo trwało,
aż je przetną wiek i starcze lata. Chcę Cię bowiem
już od tej chwili kochać z całą pełnością i
nasyceniem, jakiego pragnie ma dusza, bez granic
ni
końca. |