Przestrogi św. Jan od
Krzyża
Tytuł ten przydaje utworowi życia, a
równocześnie wiernie odpowiada jego treści. Są to
bowiem rady czy wskazówki podyktowane przez
roztropność, które powinna zachowywać osoba
zakonna, aby bez szwanku, owszem, z korzyścią
wyjść z najczęściej spotykanych w życiu
klasztornym trudności.
Niektóre krańcowe wskazania, zdecydowanie
podkreślające potrzebę skupienia i karności,
tłumaczą się przeznaczeniem pisma. Zostały bowiem
pomyślane i napisane dla osób zakonnych żyjących
we wspólnocie. Jakkolwiek nie posiadają one żadnej
wyraźnej dedykacji, to jednak od razu rzuca się w
oczy ich charakter klasztorny. Zostały napisane
pomiędzy rokiem 1579 a 1581 dla karmelitanek
bosych w Beas. Mimo to nie dostrzegamy w nich
żadnych cech szczególnych, które by je akurat
wiązały z tą konkretną wspólnotą zakonną. Sam św.
Jan z pewnością wpajał je także swoim współbraciom
w klasztorach męskich.
Dowodem na to jest fakt, że główne przestrogi
powtarza w Czterech radach danych pewnemu
zakonnikowi, aby mógł osiągnąć doskonałość. Te
ostatnie są czymś w rodzaju listu czy porad
dotyczących życia duchowego, przeznaczone dla
bliżej nieokreślonego karmelity. Nie znamy jednak
ani daty ich powstania, ani adresata, dla którego
były przeznaczone. Pierwsza rada odpowiada
trzeciej przestrodze przeciwko światu; druga -
pierwszej przestrodze przeciwko ciału; trzecia -
drugiej i trzeciej przestrodze przeciwko ciału;
czwarta zaś odpowiada pierwszej przestrodze
przeciwko szatanowi (częściowo). A więc cztery
rady, wzięte jako całość, są podobne do
odpowiadających im przestróg, z tą tylko różnicą,
że nie są skierowane przeciwko trzem wrogom
doskonałości.
Święty, opierając się na tradycyjnej ascetyce,
sprowadza do trzech kategorii najważniejsze
niebezpieczeństwa, występujące we współżyciu
klasztornym, powszechnie uosabiane przez trzech
znanych wrogów, działających w trzech formach
podobnych i zarazem różnych. Dlatego św. Jan
podaje środki zaradcze, które można stosować na
wszystkich tych trzech frontach, zasłaniając się
nimi niczym tarczami.
Wszystkie te przestrogi posiadają zabarwienie
wyraźnie negatywne. Mowa jest w nich tylko o
wrogach i szkodach przez nich wyrządzanych.
Wypływa to jednak z samej natury przestrogi,
której zadaniem jest ostrzec człowieka przed
grożącym mu niebezpieczeństwem. Według św. Jana od
Krzyża przestrogi te stawiają przed osobą zakonną
straszliwy dylemat: z jednej strony, jeśli się
będzie je stosować, obiecują świętość i pokój
Ducha Świętego, z drugiej zaś zapowiadają upadek i
rozgoryczenie, jeśli się ich nie będzie
zachowywać. A więc: życie albo śmierć.
Pomimo całej negatywności widok, jaki ukazują
przestrogi, jest niezwykłej wagi. Nie wymagają one
dzisiaj specjalnych uzasadnień, lecz raczej
uważnego przemyślenia. Św. Jan od Krzyża, który
mimo iż wydaje się wyobcowany z pospolitych
warunków codziennego życia, uprawia mistykę
doskonale przystającą do rzeczywistości, w jakiej
żyje. Jest doskonałym obserwatorem ludzi i ich
sytuacji życiowych. Mówi z doświadczenia, i to z
podwójnego doświadczenia: widzi zagrożenia i
równocześnie dostrzega smutną rzeczywistość wielu
tych, którzy w nie wpadli. Szczególnie niepokoją
go dwie sprawy.
Z przykrością stwierdza powstawanie w
klasztorze małego światka zamkniętego, który w
pewnych wypadkach posiada te same niewłaściwości,
co i świat zewnętrzny. Tutaj, zamiast dążyć do
zdobycia korzystnej pozycji społecznej, będzie się
szukać jakiegoś stanowiska czy nawet lepszej celi.
Zmartwienie związane z wielkimi wydarzeniami
politycznymi zastąpi (a raczej się do nich
dołączy) troska i niepokój z powodu drobnych
wydarzeń domowych. Wprawdzie wydarzenia te są
mniejszych rozmiarów, ale gdy uczuciowo ktoś do
nich się przywiąże, mogą spowodować takie same
szkody, a nawet jeszcze większe, jako że duch
dziecinnieje z powodu zbyt wielkiej wagi
przywiązywanej do drobnostek. «Jeśli chcesz
znaleźć pokój i wesele ducha oraz naprawdę służyć
Bogu, nie zadowalaj się tym, co już opuściłeś,
gdyż może się zdarzyć, że będzie cię powstrzymywać
to, co znowu będziesz czynić, i to może jeszcze
mocniej niż było dawniej» (S 78).
Jednakże bardziej od światka klasztornego
martwią go tarcia wynikające z codziennego
współżycia. Prawdą jest, że w klasztorze istnieje
duża współpraca, ale również istnieje i to, co
teraz martwi Świętego. Przełożeni oraz pozostali
zakonnicy - przypomina św. Jan od Krzyża - zostali
tam postawieni przez Boga po to, aby cię
kształtować. Wykonują tę opatrznościową pracę,
nawet o niej nie myśląc ani nie zdając sobie z
niej sprawy. Drażnią cię swoim brakiem
delikatności lub zwykłą różnicą poglądów, gustów
czy temperamentów. Gorszy cię przeciętność, w jaką
popadają nawet najbardziej dobrane wspólnoty,
zamieniając się w jakiś bezlitosny walec, który
tłumi i zgniata każdy zryw osobistej
wielkoduszności. W takich okolicznościach okazywać
heroizm kosztuje podwójnie: chodzi bowiem o
podtrzymanie własnego wysiłku, większego ze
względu na opór ze strony otoczenia, a ponadto
chodzi o znoszenie tego, że inni, sądząc po
ludzku, będą nadużywać tego wysiłku. Na pewno św.
Jan od Krzyża zdaje sobie sprawę z tej olbrzymiej
trudności, a mimo to bardzo mocno akcentuje tę
przestrogę, jak żadną inną: Bóg powołuje osoby
zakonne do klasztoru po to, aby je doświadczać.
Dlatego nie chce, aby im brakowało wszelkiego
rodzaju prób, pochodzących ze strony pokus,
szatana, osób czy też różnego rodzaju rzeczy.
Pewien zakonnik, gorszący się i narzekający na
to, co widział w klasztorze, otrzymał od Świętego
dobrą nauczkę:
«Gdy pewnego dnia, pobudzony gorliwością,
poszedł porozmawiać ze Świętym o pewnej sprawie,
dotyczącej innego zakonnika, która wydawała mu się
rozluźnieniem, ten mu odpowiedział: Czy myślisz,
ojcze, że wszyscy przychodzą do zakonu, aby się
zbawić? Tą odpowiedzią tak go przeraził, iż przez
wiele lat nie opuszczała go myśl dotycząca jego
końca życia, czym równocześnie zamknął bramę jego
nierozważnej gorliwości».
Przestrogi mówią tylko to, co chcą
powiedzieć, i nic więcej. Kiedy jedna z nich
stwierdza, że współbracia spełniają rolę
pomocników szatana, postawionych przez Boga, aby
nas doświadczali, chce nas nauczyć właściwej
postawy wobec samego Boga, albowiem to On właśnie
ich przy nas postawił, a w konsekwencji On jest
odpowiedzialny za to, co oni z nami czynią. Skoro
więc jest to zrządzenie Boże, zatem wymaga od nas
podporządkowania się. Nie jest więc ono
uzależnione od osądu, jaki wydajemy o postępowaniu
współbraci jako ludzi skazanych na potępienie, czy
też oprawców doświadczających naszej cierpliwości.
Nasze relacje ze współbraćmi mają być regulowane
innymi zasadami: pokorą i miłością. Powinniśmy się
cieszyć «z dobra innych tak jak ze swojego
własnego i pragnąć, aby ich stawiano przed tobą, i
to we wszystkim; to zaś wszystko ma wypływać ze
szczerego serca... Staraj się to okazywać
zwłaszcza wobec tych, którzy ci są mniej
sympatyczni. Pamiętaj o tym, że jeśli nie będziesz
w tym się ćwiczył, nie dojdziesz do prawdziwej
miłości ani nie będziesz w niej czynił postępów»
(3. przeciw szatanowi).
Tradycyjnie dopatrywano się problemów w
pierwszej przestrodze, która mówi o jednakowej
miłości do wszystkich, bez wyróżniania
kogokolwiek, a tym bardziej krewnych. A więc, jak
się wydaje, żąda od nas czegoś bardzo trudnego, a
nawet czegoś przeciwnego naturze. Zresztą -
czyniono zarzut - sam św. Jan jej nie praktykował,
albowiem do końca życia okazywał wprost tkliwą i
niezmierną miłość do swego rodzonego brata
Franciszka. Odnoszę wrażenie, że tak stawiane
zarzuty, jak i obrona przestrogi nieco wychodzą
poza temat. W tym wypadku Święty bynajmniej nie
mówi o czułej miłości czy delikatnym uczuciu do
członków rodziny, lecz mówi jedynie o tych
«dobrach doczesnych*, które tak twardo i
zdecydowanie osądza w Drodze na Córę Karmel
(III, 18-20): «Przez dobra doczesne rozumiemy tu:
bogactwa, pochodzenie klasowe, stanowiska i inne
zaszczyty, dzieci, krewnych, małżeństwo itp.» (DGK
III, 18, 1). Pomimo wszystko kategoryczny ton tej
przestrogi zostawia miejsce na słuszne i należne
uczucia. Pod koniec bowiem czwartej rady,
zalecającej jak najzupełniejszą samotność i
obojętność wobec wszystkiego, Święty dodaje
wyjaśnienie, którego byśmy się po nim nigdy nie
spodziewali: «Bynajmniej nie chcę przez to
powiedzieć, żebyś zaprzestał spełniać urzędu,
który piastujesz, oraz tego wszystkiego, co
posłuszeństwo ci nakaże, z wszelką możliwą
troskliwością, jaka będzie potrzebna...»
(Cztery rady dla pewnego zakonnika, 9).
My dzisiaj napotykamy większe trudności w
innych dziedzinach, a zwłaszcza w biernej postawie
wobec różnego rodzaju trudności, jak np. znoszenie
braków przełożonego, natręctwa czy dokuczania ze
strony współbrata itp. Świętojanowe posłuszeństwo
bynajmniej nie tłumi troski o dobro wspólne.
Wymaga tylko, aby przedtem, a przynajmniej
równocześnie, wiara zastąpiła osobisty egoizm,
«tak, abyś doszedł do takiego stanu, iżbyś się nie
przejmował tym, że przełożonym będzie ten czy
tamten, o ile to dotyczy twego szczególnego
uczucia» (2. przeciw szatanowi). Znoszenie zaś
dokuczliwości płynącej ze współżycia braterskiego
wymaga tak dużej i heroicznej miłości
chrześcijańskiej, iż nie może być
niebezpieczeństwa, które by prowadziło nas do
jakiejkolwiek bierności.
Mimo pozornie skromnych rozmiarów, przestrogi
stanowią ważną część wielkiego systemu
świętojanowego, którego są wykładnią na małą
skalę. Wytknięty cel jest bowiem ten sam: dojść do
wielkich dóbr świętego skupienia, do ogołocenia i
ubóstwa duchowego, gdzie człowiek zażywa spokoju i
wytchnienia w Duchu Świętym oraz dochodzi do
zjednoczenia z Bogiem (por. P 1). Również, środki
do celu są te same: nadzieja - przeciwko światu,
wiara - przeciwko szatanowi oraz miłość -
przeciwko egoizmowi i zmysłowości. Przeróżne
sytuacje życia klasztornego zostały przez Świętego
zinterpretowane jako konkretne sposoby realizacji
nocy biernej ducha, włącznie z całą jej olbrzymią
skutecznością.
Zakres przestróg jest doskonale widoczny. Mimo
to ich potrzeby i praktyczności nie podda w
wątpliwość nikt, kto choć przez krótki czas żył we
wspólnocie.
Cierpliwość płynąca z wiary nie jest bynajmniej
ślepotą. Jej tłumaczenie nie sprzyjającego oraz
irytującego środowiska jako doświadczenia Bożego
także ma swoje granice. Kiedy warunki przekraczają
te granice, wzajemne współżycie bardziej niż próbą
staje się przeszkodą, która gasi wszelki zapał.
Sam bowiem św. Jan od Krzyża, będąc karmelitą i
studentem w Salamance uznał, że dopuszczalna przez
Opatrzność miara została przekroczona, i dlatego
postanowił opuścić zakon.
W drugim rozdziale niniejszej książki
widzieliśmy wrażliwość, z jaką Święty umiał
przepajać zmysłem Bożym skomplikowany mechanizm
życia wspólnotowego. Ta jego krystaliczność
ukazuje nam go na każdym kroku i w każdym geście
jako «zakonnika» w pełnym tego słowa
znaczeniu.
Jakby na przekór swojemu wyczulonemu patrzeniu
wiele razy w Przestrogach przyznaje się do
bólu, jaki mu sprawia w najbliższym otoczeniu
widok zakonników nie posiadających szerszego
sposobu patrzenia. Aby życie klasztorne, złożone z
drobnych gestów i wciąż powtarzających się tych
samych zajęć, było życiem doskonalącym, trzeba
każdy dzień rozpoczynać z nową nadzieją i z nowym
zrywem heroicznej miłości, połączonej z trwałą i
nieustanną wiernością. Bez nich bowiem każdy nowy
świt, każdy nowy poranek rozpoczęty bez tego
przekonania, że żyjemy oddani Bogu i dobru, z
duszą przepełnioną wielkimi troskami o Kościół i
ludzkość, klasztor stanie się ponury i nieludzki
do tego stopnia, iż będzie się wydawał raczej
klatką istot wzajemnie się pożerających.
Federico Ruiz Salvador OCD
Św. Jan od Krzyża, Wydawnictwo
Karmelitów Bosych, Kraków
1998 |